Monika: Pamiętam ten moment, gdy po filmie pojawiają się napisy końcowe, a ja z pełnym oczarowania uśmiechem spoglądam na Ciebie w poszukiwaniu porozumienia. A tu nic!
Agata: No właśnie NIC, to słowo klucz przy okazji "La La Landu". NIC odkrywczego, NIC nadzwyczajnego, NIC wyróżniającego ten film spośród tysiąca innych historii o miłości itp. Nie wydaje Ci się, że nawet mało tutaj musicalu, jak na musical? Kilka razy zaśpiewali, jeszcze mniej zatańczyli i koniec.
M: Ale to chyba dobrze, że nie było kilkudziesięciu piosenek typu ''Zjadłam własnie makaron'', ''A teraz idę szczęśliwa do pracy'', tylko jeden konkretny nurcik muzyczny, dwie melodie i basta. MINIMALIZM!
Ale 6 na 10? No come on!
A: Jasne, że 6, skoro film jest po prostu niezły (czyli nie jest zły... czyli, aż tak bardzo mu nie cisnę), to ocena w punkt trafiona! Raz obejrzany - szybko zapomniany.
A jeśli mowa o minimalizmie, to mogły to być chociaż jakieś teledyskowe perełki z czaderskimi choreografiami i wgniatającymi w fotel utworami. A musisz przyznać, że nie każda śpiewana i tańczona scena zasłuży na miano kultowej. O ile którakolwiek z nich zasłuży.
M: Ale to chyba dobrze, że nie było kilkudziesięciu piosenek typu ''Zjadłam własnie makaron'', ''A teraz idę szczęśliwa do pracy'', tylko jeden konkretny nurcik muzyczny, dwie melodie i basta. MINIMALIZM!
Ale 6 na 10? No come on!
A: Jasne, że 6, skoro film jest po prostu niezły (czyli nie jest zły... czyli, aż tak bardzo mu nie cisnę), to ocena w punkt trafiona! Raz obejrzany - szybko zapomniany.
A jeśli mowa o minimalizmie, to mogły to być chociaż jakieś teledyskowe perełki z czaderskimi choreografiami i wgniatającymi w fotel utworami. A musisz przyznać, że nie każda śpiewana i tańczona scena zasłuży na miano kultowej. O ile którakolwiek z nich zasłuży.
M: Ok, przyznaję, że moment tańca w gwiazdach był na maksa kiczowaty. Ale za to pierwszy dotyk rąk w kinie? i ta nieśmiałość? To było obłędnie życiowe! Poza tym - film nie kończy się tak, jak wszyscy myślą, że się skończy. I to, że od razu po seansie chce się rzucić wszystko i jechać do LA?
A: Ok, no to ja przyznaję, że zakończenie jest naprawdę dobre. Bardzo dobre. Ale spokojnie ten film mógłby składać się z 3 slajdów z napisami: 1. ona i on -> nie lubią się; 2. ona i on - > ojej, zakochana para! 3. ona i on - upsss, kryzys w związku.
Gdyby po tych slajdach zostało wlepionych tych kilka końcowych minut filmu, to czułabym się dokładnie tak samo, jak po przeżyciu całego, przeszło 2-godzinnego seansu. I szczerze? Nawet dokładnie nie pamiętam tej sceny w kinie, o której mówisz.
M: No ok, ok, ok. Ale ten kryzys to była dość mocna rzecz, nie uważasz? Myślisz, że z kimś jesteś i go znasz. Przewidujesz jego marzenia. A tu nagle - NIE-E! Bo jak przeciętny człowieczek, ta osoba zaczyna marzyć o pinionszkach, sławie i byciu mainstreamowym. Zaprzecza własnej tożsamości.
Ryan na sesji zdjęciowej! Śmiałaś się!
A: Tak, śmiałam się i nawet powiedziałam tuż po wyjściu z kina, że był to jedyny moment filmu, na którym naprawdę bardzo dobrze się bawiłam.
A Ryana i Emmę (nawet nie pamiętam już imion ich bohaterów) chyba podświadomie połączyły takie same marzenia, czyli tak jak napisałaś - marzenia przeciętnego człowieczka.
M: No ok, ok, ok. Ale ten kryzys to była dość mocna rzecz, nie uważasz? Myślisz, że z kimś jesteś i go znasz. Przewidujesz jego marzenia. A tu nagle - NIE-E! Bo jak przeciętny człowieczek, ta osoba zaczyna marzyć o pinionszkach, sławie i byciu mainstreamowym. Zaprzecza własnej tożsamości.
Ryan na sesji zdjęciowej! Śmiałaś się!
A: Tak, śmiałam się i nawet powiedziałam tuż po wyjściu z kina, że był to jedyny moment filmu, na którym naprawdę bardzo dobrze się bawiłam.
A Ryana i Emmę (nawet nie pamiętam już imion ich bohaterów) chyba podświadomie połączyły takie same marzenia, czyli tak jak napisałaś - marzenia przeciętnego człowieczka.
M: A ja uwierzyłam, że tę dwójkę łączy coś więcej. To, co między nimi się działo było chwilami magiczne. A czasem ledwo powstrzymałam głośne ''aaawwww''.
A: Jedyne aaaawwww, na jakie mogę się zdobyć jest skierowane do Ryana, ale rola w tym filmie nie ma z tym zupełnie nic wspólnego ;)
M: Przyznam się, że z ''minusów'' - Ryan doskonale zrobił wybierając karierę aktorską. Jako piosenkarz nie byłby taki dobry!
A: A ja znów zupełnie na odwrót! Wg mnie Gosling nie tyle byłby dobrym piosenkarzem, co naprawdę nim jest. Kilka utworów z płyty "Dead Man's Bones" wałkuję do teraz i mam do nich równie duży sentyment, jak do "Excuse Me" Pitbulla (wybaczcie czytelnicy, nie mogłam się oprzeć jednemu insajtowi ;) )
Za to Emma... blady głosik. O niebo lepiej wychodzi jej Lip Sync Battle u Jimmy'ego Fallona. Btw. to z jej udziałem jest jednym z moich ulubionych.
M: To Excuse Me mogłaś sobie odpuścić...
A: Sorry
M: To Excuse Me mogłaś sobie odpuścić...
A: Sorry
M: Żebyśmy się rzeczywiście nie pokłóciły i nie podzieliły bloga na ''In Love'' i ''With Movie'' mam coś dla Ciebie!
A: No i znów rozejm 😌
P.S.
Naprawdę próbowałyśmy się pokłócić, bo wiemy, że obrzucanie się błotem w świetle reflektorów mogłoby nam przynieść sławę, blichtr i piniondze, aleee sami widzicie, że się nie da.
W każdym razie - nie poddajemy się i dalej szukamy filmu, który wzbudzi w nas totalnie skrajne emocje.
STAY TUNED
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuń1:0 dla mnie! :D
UsuńNo chyba Ty zapomnisz!
UsuńOj, będzie zadymka xD
UsuńLiczyłem na bitwę w kisielu, a tu nic... :(
OdpowiedzUsuńBitwy brak, ale emocje i tak spore :D
UsuńTero wielce rozejm, a wcześniej taka kłótnia, że szok! Dziewczyny przesadzacie z tym obrzucaniem się błotem :/
OdpowiedzUsuń