Do wczoraj nie wiedziałam, że nie jestem fanką niemieckiego humoru. Do wczoraj w seksie nie znałam metody "na cukiernika". Po wczoraj wiem czego unikać jako fan kina, jak i kochanka.
Historia zapowiadała się ok. Ojciec chce spędzić trochę czasu z zapracowaną córką, odnowić relację. Ma mu w tym pomóc jego alter-ego czyli tytułowy bohater - Toni Erdmann.
Za chwilę pewnie usłyszę, że zrozumienie tego filmu zaczyna się od 180 IQ, że to film dla wybranych etc. Nicht fur alle, a ma pewno Nicht fur mich.
Moja recenzja natomiast wygląda tak:
Po pierwszych 30 minutach zaczęłam patrzeć na zegarek i płakać mi się chciało, gdy zdałam sobie sprawę, że film trwa 2:40. W pierwszej godzinie głową osunęła mi się do tyłu ze znużenia, potem przeżyłam długie ataki ziewania, a na końcu irytacje.
Może gdyby odpuścić sobie 25minutowe sceny podchodzenia do drzwi, to film mógłby być krótszy i miał by więcej sensu.
Zupełnie nie wiem nad czym wszyscy się zachwycają. Zupełnie nie moje kino. Główni bohaterowie irytujący, niektóre sceny po prostu głupie. Ale najprawdopodobniej jeśli lubicie przeartyzowaną Szumowską to będziecie zachwyceni.
Więc JA nie polecam. Jeżeli lubicie ciastka to też sobie odpuśćcie.
4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz