Matrioszka, wieś, baba z chustą na głowie, Putin, kicz,
przepych albo skrajna biedota, alkohol. Jestem pewna, że zdecydowana większość
Polaków (i nie tylko) ma właśnie takie skojarzenia po usłyszeniu hasła „Rosja”.
W ramach poznańskiej retrospektywy Festiwalu Sputnik widzowie mieli możliwość
poznania niejednego, współczesnego, prawdziwego oblicza narodu, do którego cały
czas jesteśmy uprzedzeni.
Co z kolei ja widziałam i co o tym myślę:
Miejskie ptaszki
3 historie, 3 główne bohaterki. Film co prawda nie niesie ze
sobą żadnego głębokiego przekazu, ani tym bardziej lekcji życia, ale za to ma
kilka zabawnych momentów i jest naprawdę lekki w odbiorze. Mimo, że to podobno
komediodramat. Gdyby nie fakt, że bohaterowie mówią po rosyjsku, to w życiu
byście nie zgadli, gdzie toczy się akcja. Mam na myśli to, że występujące tutaj
postacie mają normalne i typowe dla XXI wieku zainteresowania (sport, moda,
zwierzęta...), zawody (tatuażyści, PR-owcy, recepcjoniści) oraz wygląd (po
prostu). Brak falbaniastych sukienek z cekinam, 10-cm tipsów i tapiru na
głowie. Z naszymi wyobrażeniami na temat Rosji zgadza się jedynie skojarzenie z
alkoholem, ale... no nie bądźmy hipokrytami.
Ochrona
Totalne przeciwieństwo poprzedniego tytułu. Obraz
rosyjskiego społeczeństwa chyba całkowicie zgodny z uprzedzeniami i
nieprzychylnymi skojarzeniami, o których z grubsza pisałam we wstępie. A poza tym, jest to bardzo, ale to bardzo
dziwny film.
Główna bohaterka cierpi na urojoną ciążę. Chociaż w sumie to
może ona aż tak nie cierpi, bo marzy o dziecku. W każdym razie – udaje jej się
podtrzymać to urojenie aż do szóstego miesiąca. Wtedy ciąża zostaje zauważona
przez przyjaciółki, ojca i „lekarzy”. Cudzysłów pojawił się tutaj
nieprzypadkowo. Uwierzcie mi, że gdyby badania wyglądały w taki sposób, to nie
znalazłaby się na tej planecie ani jedna
kobieta, która by mówiła „Wolę 50 godzin u dentysty od 15 minut u ginekologa”.
Co prawda urojenie Katji? Udzieliło się wszystkim jej znajomym, ale mniejsza o
to. Też nie zrozumiałam.
Odkładam na bok poprawność polityczną (chociaż w sumie nigdy
nie trzymałam się jej blisko) i piszę to bez zawahania – matko przenajświętsza,
co za obrzydliwy obraz narodu. Większości bohaterów kijem bym nie trąciła. Są
obleśni z zachowania, wyglądu, a nawet myślenia. I naprawdę trudno to
wytłumaczyć, bo niby nie widzimy tu nic nadzwyczajnego, a jednak cały czas
czułam niesmak. Taki dosłownie fizyczny. Bez większego rozkminiania, ale cieszę
się, że nie było mi dane tego oglądać w 5d...
Poza tym, kiedy w trakcie sceny rozgrywającej się w jakimś
gabinecie w urzędzie widzisz na jednej ze ścian portret Putina, to w głowie
słyszysz coraz wyraźniej słowa „Rosjo – WTF?”.
Poza tym nr 2 – kiedy jedna z bohaterek wyznaje
przyjaciółkom „Wyprowadzam się. Wracam do domu na wieś”, to w głowie huczy „WTF
razy milion! To istnieje jeszcze bardziej zapyziała dziura, niż to coś, w czym
trwaliśmy z bohaterami przez ostatnie dwie godziny?!”. No ok, może tutaj
leciutko przesadziłam... ale to miejsce akcji naprawdę wyglądało jak
stuprocentowa wiejska wieś.
Ani fabuła, ani walory estetyczne, a raczej ich brak, mnie
niestety nie urzekły.
Uczeń
Z każdym kolejnym festiwalowym dniem czekały mnie totalnie
odmienne przeżycia i emocje. Naprawdę nie mam pojęcia jak to się stało, skoro
festiwal prawie wcale nie był nagłaśniany (właściwie to tylko w internecie, w
kinie nie znalazłam ani jednego plakatu, nie mówiąc już o tym, że przed również
echo), ale ten film zgromadził niesamowity tłum widzów. Naprawdę, nie
przesadzam. Nie pamiętam, abym kiedykolwiek uczestniczyła w pokazie, na którym
widzowie siedzieli na dostawkach, a nawet.... bezpośrednio na schodach. A tak
właśnie było.
Sam film – nooo festiwalowy, chociaż patrząc z perspektywy
czasu, to wywarł na mnie największe wrażenie spośród wszystkich sputnikowych.
Szkoda, że znów Putin na ścianie, ale tym razem w szkole. Bo
ogólnie, to akcja w w dużej mierze toczyła się w szkole. Kto by pomyślał,
słysząc taki tytuł? Ale poza tym Putinem, to przekaz „Ucznia” jest naprawdę
bardzo uniwersalny.
Aktorsko bomba. B O M B A. Na całej linii – genialność,
świadomość ról (bo piszę o praktycznie całej obsadzie), odwaga.
Nie potrafię do końca wyjaśnić dlaczego, ale „Uczeń”
przypomniał mi o filmie „Plemię”.
Piękne i solidne ukazanie faktu, że wiara (jakakolwiek i w
cokolwiek) powinna być tylko i wyłącznie indywidualną sprawą każdego z nas.
Najgorszym z możliwych wierzących jest ten, który zmienia przekonania w
fanatyzm.
Po wyjściu z kina byłam dość mocno zmęczona. Psychicznie.
Nowe Kino Pałacowe & CK Zamek w Poznaniu – serdecznie
dziękuję za możliwość uczestniczenia w pokazach w ramach Repliki Sputnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz