niedziela, 15 listopada 2015

Listy Do M 2

Pierwsza część filmu należy do moich ''Top Must See'' przed każdymi Świętami. Z jednej strony więc oczekiwania miałam wygórowane, z drugiej, jak to bywa z kontynuacjami - przypuścić można, że będą nieudane. A co najmniej gorsze.


Na szczęście nie tym razem (choć nadal uważam, że jedynka wyszła ciut lepiej).

Rózga pod choinkę każdemu, kto powie, że wszystkie polskie komedie romantyczne są głupie. ''Listami do M 2'' udowadniamy, że filmowy romans w Polsce kwitnie.

Druga część przynosi nie tylko nowych bohaterów (w ich role wcielają się m.in. Zakościelny czy Kożuchowska), ale też pewnego rodzaju rozczarowanie: ''Ale co z tym happy endem?''. Okazuje się, że nie tylko losy bohaterów nie ułożyły się, jak za dotknięciem magicznej różdżki, czego spodziewamy się po ''jedynce'', ale zostali zestawieni z dość poważnymi problemami. Rozwód, walka o życie, problemy w związku, polska bieda. Z filmu nie wychodzimy z szerokim uśmiechem, jak to miało miejsce cztery lata temu. ''Życia'' nie mogą pominąć nawet filmowi twórcy, jak przekonuje nas TAAB i co jest doskonałym podsumowaniem fabuły: ''Nothing last forever''.

Jeżeli chodzi o najsłabsze punkty to moim zdaniem jest to udział Marty Żmudy-Trzebiatowskiej, jednak jej udział w produkcji był krótki, przez co do zdzierżenia. Do tego dochodzi troszkę drewniany Zakościelny, odstający przy reszcie całkiem nieźle radzących sobie aktorów. No i ''błahość'' niektórych scen, ale komedie romantyczne rządzą się swoimi prawami, można to wybaczyć.

I tyle. Zalet znalazłam zdecydowanie więcej. Oprócz dramatyzmu, który uważam za mocny atut i dzięki któremu przyznaję, że może żadnych łez z mojej strony nie było, ale nieprzyjemna gula w gardle na pewno. 

Absolutnie genialna ścieżka dźwiękowa, w szczególności ta piosenka.

Piękne zdjęcia (choć Warszawka ciut gorzej oddana), dobrze poprowadzone postaci. Elementy komedii, przy których autentycznie śmiejemy się, a nasze brwi nie lądują w górze z zażenowania. Króluje tu oczywiście komizm postaci Niegrzecznego Mikołaja Mela (Tomasz Karolak). Absolutnie genialny Mateusz Winek w roli Kazika, którego pokochałam od pierwszej sceny i któremu wróżę całkiem niezłą karierę aktorską, przynajmniej teraz, z tymi pucołowatymi policzkami.

Tu z filmową mamą - Kasią Zielińską
Uchwycona magia Świąt i tego co powinno się liczyć w życiu tak naprawdę. Listy do M 2 dodaję do mojej obowiązkowej przedświątecznej filmowej listy z oceną 7.5 na 10.

Najlepszy tekst.

3 komentarze:

  1. :) To było dobre blisko półtorej godziny :)
    Karolak oczywiście w swoim żywiole.

    OdpowiedzUsuń
  2. Muszę w końcu iść i obejrzeć. Tak strasznie na ten film czekałam od momentu kiedy dowiedziałam się, że będzie sequel, a teraz jakoś tak nie mam czasu, żeby na to do kina iść. Może w poniedziałek :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kazik był cudowny! Ale szczerze - rozczarowałam się fabułą. Przede wszystkim - dlaczego moja ulubiona historia z części pierwszej (Małgorzata, Wojciech i sierotka) to prawdziwy melodramat? No ryczałam co 5 minut, kiedy tylko widziałam Agnieszkę Wagner. Taką metamorfozę przeszła w części pierwszej, żeby w drugiej wszystko szlag trafiło. Żałuję, że słabo pokazano wątek z niepełnosprawnym chłopcem - to mogło być interesujące, tym bardziej, że próbowano pokazać to napięcie między matką, a synem, no ale nic z tego ostatecznie nie wyszło. Wątek z Zakościelnym - żenujący... Weekendowy wakacyjny romans sprzed roku (?) okazał się tą wyśnioną miłością - nie kupiłam tego w ogóle. A ten przechodzień pojawiający się co jakiś czas coś symbolizował, bo nie załapałam...?

    Dużo wczoraj w kinie płakałam. Prawie za każdym razem, jak widziałam Małgorzatę godzącą się z losem. Chciałam ciepłej komedii na święta, a dostałam bardzo dużo refleksji nad śmiercią, przemijaniem, przegrywaniem... Jakby w TV codziennie było tego mało :/

    Chcę część trzecią - każdy ma tam być do zrzygania szczęśliwy, zdrowy i ma być dowcipnie.

    OdpowiedzUsuń