piątek, 6 listopada 2015

Spectre


Psychologia tłumu (def. filmowa) – stan emocjonalny u widza odczuwającego ekscytację z powodu zbliżającej się premiery filmu, do którego miałby neutralne podejście, gdyby nie bliskie relacje z liczną grupą innych widzów ostentacyjnie obnoszących się ze swoim przychylnym stosunkiem do wyżej wspomnianej premiery (hahaha reszta tekstu jest już po polsku! ;) )



Aha! Doświadczyłam tego na własnej skórze! Bo chociaż nie jestem zagorzałą fanką Bonda, to za sprawą milina rozentuzjazmowanych widzów dookoła również uznałam premierę „Spectre” za jedno z najważniejszych filmowych wydarzeń tej jesieni, a może nawet i roku. Nie będę jednak zrzucać na otoczenie całej winy za to, że moje wygórowane oczekiwania nie zostały spełnione (#łaskawaja). Muszę przyznać, iż bardzo polubiłam Craiga w roli 007, „Skyfall” naprawdę mi się podobało i oczywiście rozumiem, jaki jest charakter całej tej bondowskiej serii. Tym bardziej szkoda, że „Spectre” zwyczajnie mi nie podeszło.

Dlaczego? Dlatego:

1. Przypuszczam, że właśnie mijała pierwsza godzina siedzenia przed ekranem, kiedy powiedziałam do Moniki: „ciągle wygląda tak, jakby dopiero się zaczynał”. Film trwał i trwał i trwał i nie mógł ruszyć z tematem. Po świetnej pierwszej scenie nastąpiło ładne intro z brzydką piosenką, a po ładym intro z brzydką piosenką dłuuuugo nie nastąpiła kolejna świetna scena. James się miotał to tu, to tam, trochę pożartował z Q (nawet zabawnie), pooglądał swoje-nie-swoje zabawki i…. nadal nic konkretnego. Dopiero pojawienie się na scenie mistrza mistrzów, czyli Christopha-uwielbiam-podziwiam-nie krytykuję-Waltza uruchomiło lawinę ciekawszych akcji.

2. Za mało: gadżetów, samochodów, alkoholu i kobiet. Zgodnie z moim widzimisię Bond powinien przez ½ filmu kogoś gonić i przed kimś uciekać, prowadząc to ładne srebrne autko (oczywiście cały czas nieskazitelnie czyste i bez zadrapań), jednocześnie popijając cokolwiek, byleby było to shaken, not stirred!, flirtując w międzyczasie z trzema paniami w wieczorowych sukniach, zgrabnie usadowionymi na tylnym siedzeniu (to nieistotne, że by nie miały miejsca). Z kolei w ciągu drugiej połowy filmu powinien znokautować wszystkich złoczyńców świata, korzystając przy tym ze swoich umiejętności bokserskich oraz z magicznego długopisu, krawata, buta i broni palnej. I wiecie co? W „Spectre” tak nie było, tzn. było, ale za łagodnie i za sporadycznie. Naprawdę wielka szkoda, bo Bond to przecież chodząca reklama wszystkiego, a product placement powinien razić po oczach od pierwszej do ostatniej sekundy. A mnie nic nie poraziło.

3. Aktorzy się nie popisali. Strasznie mi smutno, że to napiszę, ale napiszę: Daniel Craig już zalatuje dziadkiem i chyba jednak lepiej, żeby zaprzestał bondowania. Duet jaki przez moment stworzył z babcią Monicą Bellucci był trochę komiczny i żenujący. Z kolei dziewczyna Bonda, Lea Seydoux, nawet odświętna ubrana i wymalowana, cały czas pozostała  niebieskowłosą chłopczycą, którą pamiętam z „Życia Adeli”. Zabrakło mi też charakternej postaci, jaką w „Skyfall” stworzyła Judi Dench. Najjaśniejszy punkt programu, to (zapewne nikt się nie domyśli) Christoph Waltz. Jego talent w połączeniu ze świetną charakteryzacją pomógł stworzyć kolejną ciekawą postać w dorobku Austriaka.

Plus leci za niektóre efekty specjalne. Spadające helikoptery, wyścigi oraz wybuchy w środku Londynu stanowiły najciekawsze momenty filmu. I tutaj muszę przypomnieć, że operatorem kamery był Polak – Łukasz Bielan. Obok wódki z Żyrardowa stanowili godną reprezentację naszego kraju (btw.umknął mi widok butelki, czy jej tam w ogóle nie było?).

Całkiem możliwe, że moja ocena podskoczyłaby trochę wyżej, gdybym obejrzała wszystkie Bondy i gdybym potrafiła wyłapać każde nawiązanie do poprzednich części. A tak, oceniając chłodnym okiem laika daję 6,5/10.

9 komentarzy:

  1. Butelka była, ale nazwy wódki się na niej dopatrzeć nie mogłam...

    Widzę, że (po raz pierwszy od kiedy Was czytam chyba) mamy zupełnie odmienne zdanie na temat filmu. Ale może to po trochę dlatego, że ja ogromną fanką Bonda jestem i wszystkie części widziałam... Ale co do sceny z Belluci mam identyczne odczucia ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nareszcie jakieś odmienne zdanie! Bo już się robiło nudno w tych naszych rozmowach ;)
      Ale zazdroszczę, że tak Ci się film spodobał, serio.
      P.S. Jesteś naprawdę niepokonana: znów pierwsza przeczytałaś i to ze zrozumieniem :D nie wspominając już o tym, która była godzina!
      #InLoveWithMadzia <3

      Usuń
  2. Odpowiedzi
    1. Ponieważ już myślałem, że jest film na który warto pójść do kina, a tu klops. (mieszkam w małym miasteczku obecnie, i do biednego kina dojeżdżam do innego miasteczka, a teraz grają tam tylko "Spectre", "Chemię", "Hotel Transylwania 2" oraz "Panie Dulskie").

      Ostatni raz byłem w kinie w sierpniu. Garret smutny.

      Usuń
    2. Ja wychodzę z założenia, że do kina zawsze warto iść, nawet na filmy złe i bardzo złe. Właśnie podliczyłam i okazało się, że w październiku pobiłam swój życiowy rekord i w kinach obejrzałam w sumie 15. filmów :) Z czego zaledwie kilka było dobrych i bardzo dobrych.

      A wracając do Bonda, to wśród moich znajomych są tak podzielone opinie, że naprawdę istnieje spora szansa, że może akurat Tobie "Spectre" się spodoba.
      Takw razie czego - "Chemię" zdecydowanie odradzam.

      Usuń
    3. 15 wizyt w normalnym kinie ? To faktycznie godny uwagi rekord, jeśli dobrze pamiętam u mnie wynosi to 8 produkcji... Musiałbym sprawdzić, ale to był wrzesień lub październik 200...9 roku? W każdym razie, wtedy leciała premiera tego słabego filmu o Irenie Sendlerowej.

      Za to mogę się pochwalić innymi rekordami w postaci 3 filmów jednego dnia w kinie (zakończone "Into the Wild", czyli był to kwiecień '07), albo zaliczeniem wszystkich czterech weekendowych premier ("Zabójstwo Jessego Jamesa...", hiszpańska "Meroda" a innych nie kojarzę w tym momencie. Ale wszystkie zapowiadały się ciekawie)

      A wracając do "Spectre" - wszyscy już ten film zobaczyli, opisali i podobnie jak w przypadku "Man of Steel" nie czuję bym potrzebował go zobaczyć. Poza tym nawet na pozytywnie szerokość opinie są dosyć letnie, i brzmią dla mnie jak powtórka ze "Skyfall": pierwsze 16 minut fenomenalne, a potem głupoty i nic wartego zapamiętania... Wolę ten sam czas poświęcić na obejrzenie czegoś w domu.

      Usuń
  3. Ja oglądałam tylko Skyfall z filmów bondowskich, ale Spectre mi się podobał. Tak jak pisałam u siebie, bondy tak przeniknął do popkultury, że nawet nie oglądając wszystkich filmów mniej więcej orientujesz się w tym świecie. Spctre ogląda się super, choć odrobinę bym go skróciła :)

    OdpowiedzUsuń