Psychologia tłumu (def. filmowa) –
stan emocjonalny u widza odczuwającego ekscytację z powodu zbliżającej się
premiery filmu, do którego miałby neutralne podejście, gdyby nie bliskie
relacje z liczną grupą innych widzów ostentacyjnie obnoszących się ze swoim
przychylnym stosunkiem do wyżej wspomnianej premiery (hahaha reszta tekstu jest już po polsku! ;) )
Aha! Doświadczyłam tego na
własnej skórze! Bo chociaż nie jestem zagorzałą fanką Bonda, to za sprawą
milina rozentuzjazmowanych widzów dookoła również uznałam premierę „Spectre” za
jedno z najważniejszych filmowych wydarzeń tej jesieni, a może nawet i roku. Nie
będę jednak zrzucać na otoczenie całej winy za to, że moje wygórowane
oczekiwania nie zostały spełnione (#łaskawaja). Muszę przyznać, iż bardzo
polubiłam Craiga w roli 007, „Skyfall” naprawdę mi się podobało i oczywiście
rozumiem, jaki jest charakter całej tej bondowskiej serii. Tym bardziej szkoda,
że „Spectre” zwyczajnie mi nie podeszło.
Dlaczego? Dlatego:
1. Przypuszczam, że właśnie mijała
pierwsza godzina siedzenia przed ekranem, kiedy powiedziałam do Moniki: „ciągle
wygląda tak, jakby dopiero się zaczynał”. Film trwał i trwał i trwał i nie mógł
ruszyć z tematem. Po świetnej pierwszej scenie nastąpiło ładne intro z brzydką
piosenką, a po ładym intro z brzydką piosenką dłuuuugo nie nastąpiła kolejna świetna
scena. James się miotał to tu, to tam, trochę pożartował z Q (nawet zabawnie),
pooglądał swoje-nie-swoje zabawki i…. nadal nic konkretnego. Dopiero pojawienie
się na scenie mistrza mistrzów, czyli Christopha-uwielbiam-podziwiam-nie
krytykuję-Waltza uruchomiło lawinę ciekawszych akcji.
2. Za mało: gadżetów, samochodów,
alkoholu i kobiet. Zgodnie z moim widzimisię Bond powinien przez ½ filmu kogoś
gonić i przed kimś uciekać, prowadząc to ładne srebrne autko (oczywiście cały
czas nieskazitelnie czyste i bez zadrapań), jednocześnie popijając cokolwiek,
byleby było to shaken, not stirred!, flirtując w międzyczasie z trzema paniami w wieczorowych
sukniach, zgrabnie usadowionymi na tylnym siedzeniu (to nieistotne, że by nie
miały miejsca). Z kolei w ciągu drugiej połowy filmu powinien znokautować
wszystkich złoczyńców świata, korzystając przy tym ze swoich umiejętności
bokserskich oraz z magicznego długopisu, krawata, buta i broni palnej. I wiecie
co? W „Spectre” tak nie było, tzn. było, ale za łagodnie i za sporadycznie. Naprawdę
wielka szkoda, bo Bond to przecież chodząca reklama wszystkiego, a product
placement powinien razić po oczach od pierwszej do ostatniej sekundy. A mnie nic nie poraziło.
3. Aktorzy się nie popisali.
Strasznie mi smutno, że to napiszę, ale napiszę: Daniel Craig już zalatuje
dziadkiem i chyba jednak lepiej, żeby zaprzestał bondowania. Duet jaki przez
moment stworzył z babcią Monicą Bellucci był trochę komiczny i żenujący. Z
kolei dziewczyna Bonda, Lea Seydoux, nawet odświętna ubrana i wymalowana, cały
czas pozostała niebieskowłosą
chłopczycą, którą pamiętam z „Życia Adeli”. Zabrakło mi też charakternej
postaci, jaką w „Skyfall” stworzyła Judi Dench. Najjaśniejszy punkt programu,
to (zapewne nikt się nie domyśli) Christoph Waltz. Jego talent w połączeniu ze
świetną charakteryzacją pomógł stworzyć kolejną ciekawą postać w dorobku Austriaka.
Plus leci za niektóre efekty
specjalne. Spadające helikoptery, wyścigi oraz wybuchy w środku Londynu
stanowiły najciekawsze momenty filmu. I tutaj muszę przypomnieć, że operatorem
kamery był Polak – Łukasz Bielan. Obok wódki z Żyrardowa stanowili godną
reprezentację naszego kraju (btw.umknął mi widok butelki, czy jej tam w ogóle nie było?).
Całkiem możliwe, że moja ocena
podskoczyłaby trochę wyżej, gdybym obejrzała wszystkie Bondy i gdybym potrafiła
wyłapać każde nawiązanie do poprzednich części. A tak, oceniając chłodnym okiem
laika daję 6,5/10.
Butelka była, ale nazwy wódki się na niej dopatrzeć nie mogłam...
OdpowiedzUsuńWidzę, że (po raz pierwszy od kiedy Was czytam chyba) mamy zupełnie odmienne zdanie na temat filmu. Ale może to po trochę dlatego, że ja ogromną fanką Bonda jestem i wszystkie części widziałam... Ale co do sceny z Belluci mam identyczne odczucia ;)
No nareszcie jakieś odmienne zdanie! Bo już się robiło nudno w tych naszych rozmowach ;)
UsuńAle zazdroszczę, że tak Ci się film spodobał, serio.
P.S. Jesteś naprawdę niepokonana: znów pierwsza przeczytałaś i to ze zrozumieniem :D nie wspominając już o tym, która była godzina!
#InLoveWithMadzia <3
:(
OdpowiedzUsuńDlaczego :( ?
UsuńPonieważ już myślałem, że jest film na który warto pójść do kina, a tu klops. (mieszkam w małym miasteczku obecnie, i do biednego kina dojeżdżam do innego miasteczka, a teraz grają tam tylko "Spectre", "Chemię", "Hotel Transylwania 2" oraz "Panie Dulskie").
UsuńOstatni raz byłem w kinie w sierpniu. Garret smutny.
Ja wychodzę z założenia, że do kina zawsze warto iść, nawet na filmy złe i bardzo złe. Właśnie podliczyłam i okazało się, że w październiku pobiłam swój życiowy rekord i w kinach obejrzałam w sumie 15. filmów :) Z czego zaledwie kilka było dobrych i bardzo dobrych.
UsuńA wracając do Bonda, to wśród moich znajomych są tak podzielone opinie, że naprawdę istnieje spora szansa, że może akurat Tobie "Spectre" się spodoba.
Takw razie czego - "Chemię" zdecydowanie odradzam.
15 wizyt w normalnym kinie ? To faktycznie godny uwagi rekord, jeśli dobrze pamiętam u mnie wynosi to 8 produkcji... Musiałbym sprawdzić, ale to był wrzesień lub październik 200...9 roku? W każdym razie, wtedy leciała premiera tego słabego filmu o Irenie Sendlerowej.
UsuńZa to mogę się pochwalić innymi rekordami w postaci 3 filmów jednego dnia w kinie (zakończone "Into the Wild", czyli był to kwiecień '07), albo zaliczeniem wszystkich czterech weekendowych premier ("Zabójstwo Jessego Jamesa...", hiszpańska "Meroda" a innych nie kojarzę w tym momencie. Ale wszystkie zapowiadały się ciekawie)
A wracając do "Spectre" - wszyscy już ten film zobaczyli, opisali i podobnie jak w przypadku "Man of Steel" nie czuję bym potrzebował go zobaczyć. Poza tym nawet na pozytywnie szerokość opinie są dosyć letnie, i brzmią dla mnie jak powtórka ze "Skyfall": pierwsze 16 minut fenomenalne, a potem głupoty i nic wartego zapamiętania... Wolę ten sam czas poświęcić na obejrzenie czegoś w domu.
Garret warto.
UsuńJa oglądałam tylko Skyfall z filmów bondowskich, ale Spectre mi się podobał. Tak jak pisałam u siebie, bondy tak przeniknął do popkultury, że nawet nie oglądając wszystkich filmów mniej więcej orientujesz się w tym świecie. Spctre ogląda się super, choć odrobinę bym go skróciła :)
OdpowiedzUsuń