Moje przypuszczenia były takie; będzie to jedna z wielu głupio-śmiesznych komedii w stylu American Pie, pełna wulgaryzmów, mało zabawnych tekstów i obrzydliwych sytuacji gastryczno-erotycznych.
No i muszę przyznać, ze pomyliłam się!
Nie brakuje wulgarnych tekstów (dorosły Ted zachowuje się jak typowy facet:)) ale scenariusz został przemyślany i w pewien sposób można ten film określić jako kino familijne! Ale wstrzymajcie się i nie zabierajcie na niego dzieci.
Jest to całkiem mądra historia o Johnie Bennecie (Mark Wahlberg), który w dzieciństwie nie miał za wielu przyjaciół. Spełnia się jego życzenie i sprezentowana pluszowa zabawka ozywa, tak rodzi się Teddy. Z początkowo Ted to niewinny, grzeczny miś, jednak jak my wszyscy - dorasta. Pali trawkę, prowadzi samochód, podrywa kobiety. Problem pojawia się gdy John próbuje ułożyć sobie życie z Lori Collins (przepiękna i moja ulubiona aktorka -- Mila Kunis). Rozdarty między dziewczyną a najlepszym przyjacielem musi dokonać niełatwego wyboru. Tak jak napisałam - scenariusz napisał ktoś z głowa na karku. Wczuwamy się w emocje głównego bohatera, żal nam miśka ale współczujemy tez narzeczonej. Pojawia się również czarny charakter czyli faszystowski ojciec z synem, którzy za wszelką cenę chcą porwać gadającego Miśka.
Historia o wyborach, prawdziwej przyjaźni i miłości - nie tego się po tym filmie spodziewałam.
Jeżeli chodzi o główną postać czyli samego Teda to ma niezłe riposty a głos rubaszny i bardzo męski - dobry, amerykański dubbing (głos podkłada Seth MacFarlane).
Film oryginalny, niezła komedia. W niektórych momentach zaśmiejecie się w głos, a takich filmów jest produkowanych ostatnio niewiele.
I jednym z fundamentalnych powodów dla których musicie go zobaczyć jest wspominana wcześniej Mila Kunis. Piękna, zgrabna i zachwycająca. Z filmu na film wygląda lepiej. Gra aktorska również pozostaje bez zarzutów.
Moja ocena; 7/10! Nie pożałujecie oglądając Teda na dużym ekranie:) Jednak ocena ta jest subiektywna i nie gwarantuje zwrotu kosztów za bilet ;)
Filmu jeszcze nie oglądałem, ale oglądając wszelkie zapowiedzi nie opuszcza mnie wrażenie, że mamy do czynienia z taką filmową wersją serialu "Wilfred". Tam nie było misia, ale był pies. Przeklinał, palił, upijał się, żartował niewybrednie. I mam wrażenie, że tu jest podobnie, ale mimo wszystko obejrzę, jeśli nadarzy się okazja. Głównie dlatego, ze odpowiadają za ten film twórcy Family Guy'a.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja widziałam tylko pilotażowy odcinek "Wilfreda" (jakoś nie przypadł mi do gustu), ale faktycznie podobieństwo z "Tedem" jest całkiem spore. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń