Czasami z ciekawości oglądam filmy, które znani i
uznani krytycy filmowi oceniają bardzo negatywnie. Po swoim seansie, niekiedy
całkowicie się z nimi zgadzam, niekiedy tylko częściowo, ale W.E. jest chyba pierwszym tytułem, który
odebrałam i oceniam zupełnie inaczej, niż robi to całe mnóstwo jego krytyków.
Film wyreżyserowała Madonna. Odpowiada ona także za
scenariusz, nad którym pracowała aż 2,5
roku. To jej drugi, po Mądrości i seksie
z 2008 roku, obraz. W W.E. przypominamy
sobie historię króla Edwarda VIII (James D’Arcy), który z miłości do Wallis
Simpson (Andrea Riseborough) postanowił w 1936 roku abdykować. Jednocześnie
śledzimy losy Wally Winthrop (Abbie Cornish), współczesnej kobiety, borykającej
się z własnymi problemami i zafascynowanej życiem Simpson.
Madonna nie jest najlepszą aktorką (ma na swoim koncie kilka Złotych Malin), za to jako reżyserka sprawdza się coraz bardziej. |
Szukając informacji na temat tego filmu natknęłam
się na fragment recenzji z Los Angeles
Times: „W.E. (…) pozostawia życzenie, by Madonna znalazła inny sposób na
realizację swojej kreatywności, kiedy jest znudzona życiem gwiazdy pop”. To zdanie,
które wcześniej wzbudziło moją ciekawość
i skłoniło do obejrzenia tego filmu, a z którym teraz zupełnie się nie zgadzam.
Po pierwsze, nie sądzę aby Madonna była
znudzona swoim życiem. A po drugie, po obejrzeniu W.E. miałam wręcz przeciwne odczucia, bo od teraz będę jej mocno
kibicować, żeby stworzyła jeszcze niejeden tak ciekawy i oryginalny film. To
oczywiste, że o gustach się nie dyskutuje, ale zawsze można ten swój gust
spróbować uzasadnić. W związku z tym opiszę Wam dlaczego tak bardzo jestem zauroczona tym
tytułem.
Z kobiecego punktu widzenia wręcz nie mogłabym
zacząć dzisiaj od scenografii i kostiumów. Wystrój wnętrz, stroje aktorów,
fryzury, makijaże, wszelkie dodatki i gadżety tworzyły jedną harmonijną i
przyjemną dla oka całość. Dzięki temu z łatwością można się wczuć w klimat
zarówno wcześnie XX – wiecznej, jak i współczesnej nam Anglii oraz Francji. Podziwiamy
też doskonały styl Wallis Simpson, a im dłużej na nią patrzymy, tym bardziej
zaczynamy rozumieć dlaczego jej rękawiczki są tak ogromnym skarbem w oczach
Wally Wintrop.
Filmowa Księżna Windsoru i Król Edward VIII |
Skoro W.E.
wyreżyserowała Madonna, to wydaje się być oczywistym, że poświęci ona mnóstwo
uwagi filmowej muzyce. Z początku trochę się obawiałam, że zobaczę króla
Edwarda tańczącego do Like a virgin,
lub czegokolwiek w tym stylu J Na szczęście nic z tych rzeczy na nas
nie czeka. Muzyka jest po prostu fantastyczna: spokojna, subtelna, melodyjna,
wpadająca w ucho i można by tak wymieniać nieskończenie długo. A na dodatek jej
autorem jest Polak - Abel (Adam) Korzeniowski. Mimo, że W.E. w Wenecji skrytykowano, to Korzeniowski otrzymał nominację do
Złotego Globa 2012 właśnie w kategorii Najlepsza Muzyka (niestety wygrał
Ludovic Bource za Artystę).
Jak już wspomniałam, w filmie śledzimy równocześnie
losy bohaterów żyjących w dwóch różnych epokach. Na szczęście nie ma takiej
opcji, żebyśmy pogubili się w wątkach, miejscach, czasie i bohaterach. To
kolejny ogromny plus tej produkcji. Poszczególne sceny zostały w jasny i
czytelny, ale nierażący sposób tak opisane, żebyśmy bez rozpraszania uwagi
mogli śledzić całą fabułę.
A na koniec jeszcze jedna ważna sprawa: obsada. Choć
do W.E. Madonna nie zatrudniła
największych sław, to moim zdaniem nie jest to minusem filmu. Czasami oceniamy
aktorów ze względu na ich nazwisko i wcześniejsze role, przez co przestajemy
być szczerzy w swoich ocenach. Oglądając film z mniej znanymi artystami możemy
bardziej skupić się na tym, co przedstawiają swoją rolą. Czy naprawdę wczuwają
się w graną przez siebie postać i czy do niej pasują. W W.E. najbardziej podobała mi
się Andrea Riseborough w roli Wallis Simpson. Wydała mi idealna do grania tej
właśnie postaci. Choć nie jest tutaj zjawiskowo piękna, to potrafi skupić na
sobie uwagę, jak prawdziwa księżna Windsoru.
Andrea Riseborough jakoWallis Simpson |
Całkiem nietypowo napisałam dzisiaj wyłącznie w
superlatywach. Zastanawiałam się czy jest coś, co mi się nie podobało, co bym
zmieniła. Od razu stwierdziłam, że takie wymyślanie minusów na siłę jest
zupełnie bez sensu, a gdyby coś mi przeszkadzało, na pewno bym to zauważyła w
czasie oglądania filmu. W którejś z recenzji przeczytałam, że słabą stroną W.E. jest gra aktorów (ja już napisałam,
że tak nie uważam) oraz płytkie dialogi. Z tym też się nie zgadzam, bo epitety
i metafory w co drugim zdaniu wcale nie muszą dodawać walorów artystycznych.
Komu polecam W.E. ? Zarówno kobietom, jak i
mężczyznom. Fanom filmów biograficznych, melodramatów, romantycznych, ale nie
ckliwych. Tym, którzy lubią nie tylko oglądać, ale także słuchać. A też tym,
którzy lubią szczęśliwe zakończenia z mądrym przekazem (tutaj np.: nie wszystko
złoto co się świeci; każdy kij ma dwa
końce) Jeśli komuś film nie przypadł do gustu – z chęcią dowiem się dlaczego.
Nie mogłam odpędzić się od wrażenia, ze Wallis przypomina na tych zdjęciach Blair Woldorf!:)
OdpowiedzUsuńFaktycznie! Blair forever!! :D
UsuńTak jak pisałam u siebie słabą stroną filmu jest gra aktorska...Panów...ale może to kwestia scenariusza, a nie ich warsztatu pracy.Poza tym w 100% sie z Tobą zgadzam kostiumy i muzyka oraz wystrój pomieszczeń rewelacyjne,aktorki świetne.A co do recenzentów...może po prostu chcieli przyczepić sie do Madonny,a nie do jej filmu...ten typ tak ma...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Całkiem prawdopodobne, na szczęście są też recenzenci, którzy dostrzegają zalety, a nie wytykają jedynie błędów :)
UsuńPozdrawiam