sobota, 29 września 2012

W.E.


Czasami z ciekawości oglądam filmy, które znani i uznani krytycy filmowi oceniają bardzo negatywnie. Po swoim seansie, niekiedy całkowicie się z nimi zgadzam, niekiedy tylko częściowo, ale W.E. jest chyba pierwszym tytułem, który odebrałam i oceniam zupełnie inaczej, niż robi to całe mnóstwo jego krytyków.

W.E. poster


Film wyreżyserowała Madonna. Odpowiada ona także za scenariusz, nad którym pracowała  aż 2,5 roku. To jej drugi, po Mądrości i seksie z 2008 roku, obraz. W W.E. przypominamy sobie historię króla Edwarda VIII (James D’Arcy), który z miłości do Wallis Simpson (Andrea Riseborough) postanowił w 1936 roku abdykować. Jednocześnie śledzimy losy Wally Winthrop (Abbie Cornish), współczesnej kobiety, borykającej się z własnymi problemami i zafascynowanej życiem Simpson.

W.E. madonna


Madonna nie jest najlepszą aktorką (ma na swoim koncie kilka Złotych Malin), za to jako reżyserka  sprawdza się coraz bardziej. 

Szukając informacji na temat tego filmu natknęłam się na fragment recenzji z Los Angeles Times: „W.E. (…) pozostawia życzenie, by Madonna znalazła inny sposób na realizację swojej kreatywności, kiedy jest znudzona życiem gwiazdy pop”. To zdanie,  które wcześniej wzbudziło moją ciekawość i skłoniło do obejrzenia tego filmu, a z którym teraz zupełnie się nie zgadzam.  Po pierwsze, nie sądzę aby Madonna była znudzona swoim życiem. A po drugie, po obejrzeniu W.E. miałam wręcz przeciwne odczucia, bo od teraz będę jej mocno kibicować, żeby stworzyła jeszcze niejeden tak ciekawy i oryginalny film. To oczywiste, że o gustach się nie dyskutuje, ale zawsze można ten swój gust spróbować uzasadnić. W związku z tym opiszę  Wam dlaczego tak bardzo jestem zauroczona tym tytułem.

Z kobiecego punktu widzenia wręcz nie mogłabym zacząć dzisiaj od scenografii i kostiumów. Wystrój wnętrz, stroje aktorów, fryzury, makijaże, wszelkie dodatki i gadżety tworzyły jedną harmonijną i przyjemną dla oka całość. Dzięki temu z łatwością można się wczuć w klimat zarówno wcześnie XX – wiecznej, jak i współczesnej nam Anglii oraz Francji. Podziwiamy też doskonały styl Wallis Simpson, a im dłużej na nią patrzymy, tym bardziej zaczynamy rozumieć dlaczego jej rękawiczki są tak ogromnym skarbem w oczach Wally Wintrop.

Filmowa Księżna Windsoru i Król Edward VIII

Skoro W.E. wyreżyserowała Madonna, to wydaje się być oczywistym, że poświęci ona mnóstwo uwagi filmowej muzyce. Z początku trochę się obawiałam, że zobaczę króla Edwarda tańczącego do Like a virgin, lub czegokolwiek w tym stylu J Na szczęście nic z tych rzeczy na nas nie czeka. Muzyka jest po prostu fantastyczna: spokojna, subtelna, melodyjna, wpadająca w ucho i można by tak wymieniać nieskończenie długo. A na dodatek jej autorem jest Polak - Abel (Adam) Korzeniowski. Mimo, że W.E. w Wenecji skrytykowano, to Korzeniowski otrzymał nominację do Złotego Globa 2012 właśnie w kategorii Najlepsza Muzyka (niestety wygrał Ludovic Bource za Artystę).

W.E.


Jak już wspomniałam, w filmie śledzimy równocześnie losy bohaterów żyjących w dwóch różnych epokach. Na szczęście nie ma takiej opcji, żebyśmy pogubili się w wątkach, miejscach, czasie i bohaterach. To kolejny ogromny plus tej produkcji. Poszczególne sceny zostały w jasny i czytelny, ale nierażący sposób tak opisane, żebyśmy bez rozpraszania uwagi mogli śledzić całą fabułę.

A na koniec jeszcze jedna ważna sprawa: obsada. Choć do W.E. Madonna nie zatrudniła największych sław, to moim zdaniem nie jest to minusem filmu. Czasami oceniamy aktorów ze względu na ich nazwisko i wcześniejsze role, przez co przestajemy być szczerzy w swoich ocenach. Oglądając film z mniej znanymi artystami możemy bardziej skupić się na tym, co przedstawiają swoją rolą. Czy naprawdę wczuwają się w graną przez siebie postać i czy do niej pasują. W W.E.  najbardziej podobała mi się Andrea Riseborough w roli Wallis Simpson. Wydała mi idealna do grania tej właśnie postaci. Choć nie jest tutaj zjawiskowo piękna, to potrafi skupić na sobie uwagę, jak prawdziwa księżna Windsoru.

Andrea Riseborough W.E.
Andrea Riseborough jakoWallis Simpson

Całkiem nietypowo napisałam dzisiaj wyłącznie w superlatywach. Zastanawiałam się czy jest coś, co mi się nie podobało, co bym zmieniła. Od razu stwierdziłam, że takie wymyślanie minusów na siłę jest zupełnie bez sensu, a gdyby coś mi przeszkadzało, na pewno bym to zauważyła w czasie oglądania filmu. W którejś z recenzji przeczytałam, że słabą stroną W.E. jest gra aktorów (ja już napisałam, że tak nie uważam) oraz płytkie dialogi. Z tym też się nie zgadzam, bo epitety i metafory w co drugim zdaniu wcale nie muszą dodawać walorów artystycznych.

Komu polecam W.E. ? Zarówno kobietom, jak i mężczyznom. Fanom filmów biograficznych, melodramatów, romantycznych, ale nie ckliwych. Tym, którzy lubią nie tylko oglądać, ale także słuchać. A też tym, którzy lubią szczęśliwe zakończenia z mądrym przekazem (tutaj np.: nie wszystko złoto co się świeci;  każdy kij ma dwa końce) Jeśli komuś film nie przypadł do gustu – z chęcią dowiem się dlaczego. 


4 komentarze:

  1. Nie mogłam odpędzić się od wrażenia, ze Wallis przypomina na tych zdjęciach Blair Woldorf!:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak jak pisałam u siebie słabą stroną filmu jest gra aktorska...Panów...ale może to kwestia scenariusza, a nie ich warsztatu pracy.Poza tym w 100% sie z Tobą zgadzam kostiumy i muzyka oraz wystrój pomieszczeń rewelacyjne,aktorki świetne.A co do recenzentów...może po prostu chcieli przyczepić sie do Madonny,a nie do jej filmu...ten typ tak ma...

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkiem prawdopodobne, na szczęście są też recenzenci, którzy dostrzegają zalety, a nie wytykają jedynie błędów :)
      Pozdrawiam

      Usuń