piątek, 8 listopada 2013

Apartament / Wicker Park

Chociaż całkiem często można usłyszeć stwierdzenie: „uczeń przerósł mistrza”, to w branży filmowej raczej trudno znaleźć przykłady remake’ów, które biją na głowę swoje pierwowzory. Jednak sytuacja ta może się przedstawiać zupełnie inaczej, kiedy widz nie ma pojęcia, że film, który dopiero co obejrzał, jest w rzeczywistości nowszą wersją istniejącego już obrazu. ALBO, gdy w pierwszej kolejności zobaczy remake, a dopiero później wersję oryginalną, to (zgodnie z działaniem efektu świeżości) właśnie remake może być dla niego filmem, który bardziej doceni i zapamięta. ALBO może też być tak, jak jest u mnie – wolę kino XXI wieku, więc czasami świadomie unikam pierwowzorów na rzecz bardziej nowoczesnego przedstawienia tej samej historii. No to teraz już wiecie, dlaczego nie tak dawno mój wybór padł na „Apartament” w reżyserii Paula McGuigana (2004), a nie na „Apartament” w reżyserii Gillesa Mimounie’ego (1996).


Historia tego dramatu - thrillera jest całkiem ciekawa. Matthew (Josh Hartnett) pracuje w dużej korporacji i ma ładną narzeczoną, więc ogólnie można stwierdzić, że mu się powodzi. Jednak, gdy tuż przed wyjazdem na delegację natrafia na ślad swojej dawnej, wielkiej miłości – Lisy (Diane Kruger), postanawia sprawdzić ten trop. Kobieta przerwała ich znajomość kilka lat wcześniej, znikając bez pożegnania, co nie daje spokoju głównemu bohaterowi.

W filmie znalazłam to, czego zawsze szukam w thrillerach – nagły (chociaż niestety nie niespodziewany) zwrot akcji i ukazanie tych samych wątków z punktu widzenia różnych bohaterów. Niestety, filmoholizm ma swoje złe strony. Coraz trudniej znaleźć nietypową, wyjątkową i zaskakującą fabułę. Oglądając „Apartament” i poznając kolejnych jego bohaterów, można zacząć nabierać podejrzeń, co za moment się wydarzy i jak potoczy się cały bieg wydarzeń. Mimo, że intuicja mnie nie zawiodła i za wcześnie rozgryzłam zagadkę tajemniczego zniknięcia Lisy, to film oglądało się całkiem przyjemnie. Jednak cały czas mam nadzieję, że jeszcze kiedyś uda mi się na jakimś thrillerze szeroko otworzyć oczy ze zdziwienia i stwierdzić: „W życiu bym na to nie wpadła! Uwielbiam tego scenarzystę”. Ostatni raz widziałam taki właśnie film przeszło rok temu i był to hiszpański „La cara oculta”,  który jeszcze raz i szczerze polecam. Przeczytać mogliście o nim TUTAJ.

Diane Kruger i Josh Hartnett
Jeśli chodzi o obsadę, to nie mogę oczywiście nie wspomnieć o Diane Kruger. Cenię ją przede wszystkim za to, że każdą graną przez siebie postać traktuje bardzo indywidualnie, dlatego nie grozi jej zaszufladkowanie. Chociaż obejrzałam z nią kilka (kilkanaście?) filmów, to oglądając kolejne jej kreacje nigdy nie widzę oczyma wyobraźni żadnej z jej wcześniejszych bohaterek, liczy się tylko aktualnie prezentowana postać . W „Apartamencie” gra piękną, zmysłową, zakochaną dziewczynę, która oczarowuje widza, tak samo, jak oczarowała głównego bohatera. Szkoda tylko, że tym głównym bohaterem nie został jednak Paul Walker (jakieś komplikacje na planie „Szybkich i wściekłych”), bo z Diane stworzyliby bardzo ładny duet… ale ostatecznie Josh Hartnett też nie był zły.


„Apartament” zaliczam do udanych seansów i oceniam 7/10. Film na pewno nie jest nudny, bo mimo wszystko nigdy się nie ma pewności, jak będzie wyglądać ostatnia scena, czyli czy bohaterowie też odkryją prawdę, tak jak może się to udać widzowi. Gigantyczny plus za muzykę, która jest doskonałym tłem dla niektórych scen! A w najbliższą niedzielę piosenką dnia zostanie utwór „The scientist” zespołu Coldplay – moim zdaniem najlepsza i najbardziej znana z „Apartamentu”...

Zajawka "The scientist" 


5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię ten film, to chyba jednak melodramat o niespełnionej miłości, nie zaś thriller. Diane Kruger zagrała bardzo dobrą rolę, ale jednak Rose Byrne (z którą Diane grała też w "Troi") wypadła według mnie lepiej, tworząc wiarygodną kreację dwulicowej femme fatale. Natomiast Josh Hartnett to sztywniak ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami ciężko jednoznacznie skategoryzować film, ale faktycznie, w "Apartamecie" wyraźnie czuć powiew melodramatyzmu.
      Dla mnie jednak Kruger jest tutaj na pierwszym miejscu, ale Byrne to bez wątpienia świetna aktorka. Lubię ją np. w "Druhnach", udowodniła, że ma też komediową twarz.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  3. Kocham ten film, zarówno fabuła, miejsce kręcenia filmu i muzyka są czarujące.

    OdpowiedzUsuń