Wspominałam kiedyś, że biografie
zajmują czołowe miejsce wśród moich ulubionych kategorii, zarówno w filmie, jak
i literaturze? Tak, wiem… za każdym razem, gdy piszę właśnie o kinie
biograficznym ;) Nie jest to na szczęście spowodowane pospolitym wścibstwem z
mojej strony (:P), a raczej podziwem dla tych wszystkich bohaterów, których
życie obfitowało w rozmaite i wręcz nieprawdopodobne wydarzenia. Niestety,
wiarygodność biografii jest zazwyczaj trudna do zweryfikowania, więc ja
najbardziej cenię te, za sprawą których zaczynam patrzeć na daną postać w
zupełnie nowym świetle i mam ochotę dowiedzieć się o niej jak najwięcej.
Życia Edith Giovanni Gassion (bo
tak naprawdę nazywała się Edith Piaf) nie da się streścić w kilku zdaniach, czy
nawet kilkudziesięciu minutach filmu. Trudne dzieciństwo, zaburzone relacje z
matką i ojcem, problemy zdrowotne i emocjonalne, mieszkanie w domu publicznym i
śpiewanie na ulicy – to tylko niewielki ułamek wszystkich doświadczeń Piaf. Nic więc dziwnego, że reżyser – Olivier Dahan –
postanowił skupić się jedynie na kilku punktach z życiorysu piosenkarki.
Oglądając „Niczego nie żałuję”
nie można spodziewać się chronologicznego przedstawienia kolejnych faktów, bo reżyser
skacze między różnymi etapami i konkretnymi sytuacjami. Lubię tego typu
zabiegi, zwłaszcza w biografiach i filmach opartych na faktach. Zapewniają one dynamiczną
akcję i chronią przed wrażeniem oglądania edukacyjnego dokumentu na lekcji
historii w szkole.
Wcielenie się w tak
skomplikowaną, niepowtarzalną i charakterystyczną postać, jaką była Piaf, jest
pewnie marzeniem wielu aktorów. Marion Cotillard odegrała rolę Edith
fenomenalnie. Była wiarygodna i gdy występowała na wielkiej scenie i śpiewając
na ulicy, bawiąc się na zatłoczonym przyjęciu i wsłuchując w samotności w dźwięki
muzyki, kłócąc w młodości z matką i
walcząc z niedogodnościami schorowanego ciała. Jednak największe wrażenie
wywołała na mnie scena (SPOJLER) rozpaczy Edith po śmierci ukochanego (KONIEC
SPOJLERA) – widok zdruzgotanej bohaterki na długo zapada w pamięć.
Po obejrzeniu „Niczego nie żałuję”
prawdziwa Edith Piaf stała się dla mnie jedną z najbardziej tajemniczych i
intrygujących kobiet na świecie. Wcześniej, słysząc jej piosenki, nawet nie byłam
pewna, czy rozpoznałabym jej twarz na pierwszym lepszym zdjęciu. Wyobrażałam ją
sobie jako elegancką, schludną, piękną i wiecznie młodą Francuzkę. Portret,
który zobaczyłam na ekranie zupełnie zburzył moje wymysły, przez co już od
pierwszych minut filmu wiedziałam, że mam przed sobą przeszło 2 h ciekawego
seansu.
Mistrzowska gra Marion Cottilard
(Oscar), mistrzowska charakteryzacja (Oscar) i TA MUZYKA stanowią fundament
filmu, bez którego z pewnością nie byłabym nim oczarowana, aż do stopnia:
8/10
Chętnie wracam do tego filmu i wszystkim, którzy wahają się, czy go
obejrzeć - gorąco polecam!
Dawno temu widziałam ten film, chętnie go sobie przypomnę :)
OdpowiedzUsuńDosyć często można na niego trafić w TVP Kultura, więc na pewno będzie okazja :)
UsuńFilm bardzo mi się podobał aczkolwiek czytałam, że prywatnie Edith Piaf była ciut inną osobą. Zawsze można to usprawiedliwić wizją reżysera, w końcu tak mógł ją widzieć i odbierać, jednak "towarzystwo" znające Piaf ponoć troszkę się oburzyło. Nie zmienia to faktu, że film godny polecenia:).
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego staram się nie wierzyć w 100% w to, co widzę oglądają biografię.
UsuńZgadzam się, że warto go polecać!
Pozdrawiam :)
Ja mam chyba z Cotillard jakiś ogromny problem, bo kompletnie mnie nie zachwyca - w żadnej z ról. I choć Edith Piaf kocham - tak rola Marion mi ją zupełnie obrzydziła :(
OdpowiedzUsuńDałam filmowi kiedyś 7/10, ze względu na muzykę zapewne ... ale nie mam ochoty do niego wracać, ani tym bardziej polecać ;-)
O popatrz, a ja zupełnie odwrotnie! Po tym, jak pierwszy raz zobaczyłam ten film, to zaczęłam szukać innych tytułów z Cotillard. Jak dotąd nadal najbardziej cenię ją za Edith :)
UsuńPozdrawiam!