piątek, 3 października 2014

Mama / Mommy


Rodzina – temat do chwalenia się, temat do narzekań, temat tabu i jednocześnie temat rzeka. Nawet ten, kto nie posiada rodziny może mieć o niej wiele do powiedzenia i nawet mówiąc o rodzinie codziennie, nie ma obaw, że staniemy się monotematyczni. Być może właśnie dlatego mistrz obrazowania skomplikowanych relacji międzyludzkich – Xavier Dolan – filmem „Mommy” udowodnił, że ten sam twórca może wielokrotnie i bez skrępowania dotykać w swoich dziełach tych samych tematów. Najważniejszy jest jednak fakt, że Dolan jest w tym coraz lepszy.



Historia Die (Anne Dorval) rozpoczyna się w momencie, gdy po kilku latach pobytu w zakładzie resocjalizacyjnym powraca do niej jedyny syn – Steve (Antoine-Oliver Pilon). Wspólnie wchodzą w kolejny etap życia i razem zamieszkują w nowym miejscu. Z czasem, owdowiałej kobiecie udaje się zaprzyjaźnić z niepewną siebie, samotną (mimo, że żoną i matką) Kylą (Suzanne Clement).

Xavier Dolan kolejny raz przedstawia zawiłe, dwuznaczne relacje występujące między trójką głównych bohaterów. W moich ulubionych „Wyśnionych miłościach” płynnie przeskakiwał między zachowaniami hetero- i homoseksualnymi, w „Na zawsze Laurence” zacierał granice między byciem mężczyzną a kobietą, w „Mommy” powraca do wątku rodzinnego, poruszonego w swoim debiutanckim filmie „Zabiłem moją matkę”. Śledząc zachowania Steve’a, młodego chłopaka chorującego na ADHD, trudno jest krytykować niektóre słowa, decyzje i działania jego matki. Nagłe wybuchy gniewu, ostre kłótnie i rękoczyny przeplatają się w ich domu z beztroskimi zabawami, śmiechem do bólu brzucha, wspólnym gotowaniem i tańcami. Można by nawet dojść do wniosku, że ADHD syna wywołało schizofrenię u mamy. Die jest czasami dla Steva najlepszą kumpelą, czasami najgroźniejszym wrogiem, a czasami mamusią małego chłopczyka, która mówi o sobie w trzeciej osobie („Mama Cię kocha”). Relacje między tą dwójką dopełnia pojawienie się jąkającej, zestresowanej Kyli, która wśród nowych przyjaciół zaczyna czuć się doceniana, potrzebna, a nawet szczęśliwa.




Tym razem Dolan zrezygnował z ostrych barw, a jaskrawe obrazy zastąpił bardziej stonowanymi. Na szczęście nie umniejsza to wartości estetycznej filmu, zwłaszcza że teraz reżyser wykorzystał zupełnie inny, bardzo ciekawy zabieg. „Mommy” nie będziemy oglądać na całym ekranie - obraz znajduje się pośrodku, w dość ograniczonym kwadracie. Jest on tak samo ściśnięty, jak tłumione są obawy i lęki głównych bohaterów. Jedynie w dwóch momentach następuje eksplozja pozytywnych emocji – poczucie całkowitej wolności oraz marzenia o spokojnej, normalnej przyszłości. Piękne sceny, jedne z najbardziej poruszających w całym filmie! Z pewnością bez problemu je zauważycie, bo wprost wypływają z ekranu i rażą w oczy optymistycznym światłem.

Z kolei, niezmienne pozostaje u Dolana zamiłowanie do urozmaiconej ścieżki dźwiękowej. Za sprawą powszechnie znanych numerów, w szczególności hitów lat 90-tych i tych z początków XXI wieku, Dolan stworzył bardzo teledyskowe (raczej popkulturowe, a nie kiczowate) sceny. W większości przypadków nadają one dynamiczności i lekkości opowiadanej fabule.


Duży sukces na Festiwalu w Cannes. Jak będzie na Oscarach?
"Mommy" to silny rywal dla polskiej "Idy"

Są w kinie wielcy twórcy, których stylu nie da się pomylić z żadnym innym, a mimo tego każdy z ich kolejnych filmów całkowicie różni się od wszystkich poprzednich. Zazwyczaj takich właśnie artystów albo darzy się całkowitym uwielbieniem, albo zupełnie nie toleruje. Xavier Dolan swoim piątym filmem udowadnia, że od dawna należy mu się miejsce wśród elity współczesnych kreatorów kina. Zaskakujące jest jednak to, że ten 25-latek dokonał rzeczy niezwykle trudnej – po obejrzeniu „Mommy” nawet niechętnie nastawieni do niego widzowie przyznają, że Dolan stworzył poruszający obraz, od którego nie można oderwać wzroku.

Polska premiera 17 października br - nie przegapcie!

Za możliwość przedpremierowego i prywatnego (bo w domowym zaciszu) seansu –  podziękowania dla dystrybutora filmu - SOLOPAN.

Na marginesie: Jestem ciekawa, czy również zwrócicie uwagę (w dwóch momentach) na wyraźne nawiązanie do filmu „Kevin sam w domu” :) Przypadek? :D



2 komentarze: