poniedziałek, 9 lutego 2015

Birdman

   Nie widziałam jeszcze wszystkich filmów nominowanych w tym roku do Oscara w kategorii Najlepszy Film, ale pewna jestem, że to własnie Birdman zgarnie statuetkę. Czy uważam go za arcydzieło? No własnie... nie bardzo. I do końca nie rozumiem ochów i achów na jego część, według mnie jest po prostu dobry.



  Oczywistą zaletą, przed którą nie można przejść obojętnie wobec tego filmu jest historia, jaką opowiada. Widz staje na styku świata artysty i świata biznesowego. Już samo usytuowanie filmu - na Broadwayu pokazuje nam pewien kontrast. ''Ulica teatrów'', na której sceniczne kroki stawiają wielkie talenty i artyści, mieści się w centrum Wielkiego Jabłka, metropolii zysku i hedonizmu. Oba światy się przenikają, jeden jest dopełnieniem drugiego, nie istnieją bez siebie (chodzenie na brodwejowskie sztuki jest nie raz po prostu modne). 


  Riggan Thompson (Michael Keaton) ucieka przed własnym cieniem (w tym wypadku bardziej - szponami), sam sobie jest największym krytykiem, a czarnym charakterem filmu jest jego ego. Niegdyś sławny i wielbiony aktor, wcielał się w postać superbohaterskiego, tytułowego Birdmana, teraz próbuje pokazać się z bardziej intelektualnej i artystycznej strony - reżysera broadway'owskiego spektaklu. Powoli zaciera nam się pojecie rzeczywistości i iluzji, racjonalności i szaleństwa, co w filmach uwielbiam. Jednak całość jest stanowczo za bardzo przegadana.

  Zacytuję tutaj współredaktorkę - ''na każdym rogu czaił się dialog''. Cieszy mnie, że nie wszyscy idą na łatwiznę, a aktorzy mają się rzeczywiście czego uczyć po nocach. Ale bez przesady. Ten film do złudzenia przypominał mi twórczość Woodiego Allena, za którym nie przepadam. I choć zdania wypowiadane przez aktorów są błyskotliwe, przemyślane i niegłupie, to po jakieś godzinie stają się w swojej ilości męczące. Film przypominał mi ''Czarnego Łabędzie'' i nie ukrywam, że moim zdaniem obłęd Natalie Portman był pokazany w ciekawszy sposób. Podobnie jak Michael Keaton stała się ona ofiarą swoich własnych ambicji. Film Alejandro González Iñárritu mniej zapada w pamięć. I zdaję sobie sprawę, że krytykując Birdmana mogę zwalić na siebie lawinę krytyki. Ale trzymamy się na tym blogu tego, że zawsze piszemy, to co myślimy, a nie ukrywajmy - film jest dobry, a nie wybitny. 

 Brawo za kreacje aktorskie, które stanowią jeden z najciekawszych atutów tego filmu. Poniekąd poznajemy inną twarz Emmy Stone (nie zdziwiłabym się gdyby doceniono tą twarz Oscarem), przekonujemy się, że Michael Keaton jest rzeczywiście rewelacyjny, Norton - napiszę tylko, że trzymam kciuki.

  Boxoffice wyniósł na dzień dzisiejszy jedynie 70 milionów, co może pokazywać, że nie jest to obraz dla masowego widza. Moim zdaniem jednak - każdy się w nim odnajdzie, przede wszystkim dlatego, że przekazuje jedną z najprostszych prawd - wszyscy mamy kompleksy. Dążymy do perfekcji i czasem to my sami stoimy na drodze do osiągania wymierzonych celów. Kobiety narzekają na za krótkie nogi, za małe biusty, mężczyźni dodali by tu i ówdzie kilka centymetrów, a Thompson nie mógł patrzeć w lustro, bo widział w nim Człowieka Ptaka (jak dobrze, że pozostawiono tytuł oryginalny!). Myślimy, ze gdyby nie (tutaj wpisz swoją wadę) wszystko układałoby nam się idealnie, bylibyśmy mądrzejsi, ładniejsi, bardziej perfekcyjni. Impossible Is Nothing, musimy w to uwierzyć, inaczej wylądujemy w majtkach na jednej z głównych ulic Nowego Jorku.



Nominacje do Oscara: 9



















Najlepszy film 
Najlepszy aktor pierwszoplanowy Michael Keaton
Najlepszy aktor drugoplanowy Edward Norton
Najlepsza aktorka drugoplanowa Emma Stone
Najlepszy reżyser Alejandro González Iñárritu
Najlepszy scenariusz oryginalny 
Najlepsze zdjęcia 
Najlepszy dźwięk 
Najlepszy montaż dźwięku 


1 komentarz:

  1. Ha, widzę, że podobne wrażenia: "film allenowski" :)
    Jak dla mnie Boyhood wygrywa bez problemów w kategorii najlepszy film.

    OdpowiedzUsuń