poniedziałek, 16 lutego 2015

Gra tajemnic / The Imitation Game


8 nominacji do Oscara: film, reżyser (Mortem Tyldum), aktor pierwszoplanowy (Benedict Cumberbatch), aktorka drugoplanowa (Keira Knightley), scenografia (Maria Djurkovic,Tatiana Macdonald), scenariusz adaptowany (Graham Moore), montaż (William Goldenberg), muzyka oryginalna (Alexandre Desplat),


Opowieść o angielskim matematyku, logiku, geniuszu – Alanie Turingu (Benedict Cumberbatch), który przewodzi grupie innych ścisłoumysłowców mających na celu złamania kodu Enigmy. Historia z wojną i miłością w tle. Chociaż… z miłością to w sumie nie w tle, a na pierwszym planie.
Zabierając się do pisania tej recenzji stwierdziłam, że nie będę już skupiać się na najbardziej kontrowersyjnym dla polskich widzów wątku, a mianowicie na tym, że w filmowej „Grze tajemnic” Polacy nie zostali znaczącymi graczami. Brytyjczycy stworzyli film o Brytyjczykach, który Brytyjczykom oczywiście bardzo przypadł do gustu, czego dowodem jest m.in. tegoroczna Bafta dla… najlepszego filmu brytyjskiego.

„Gra…” toczy się w trzech okresach czasowych. Tego typu produkcje, zwłaszcza jeśli fabuła nie jest przedstawiona chronologicznie, niosą ze sobą ryzyko chaosu i ogólnie zamieszania. W filmie Tylduma wykorzystano jednak znany i sprawdzony sposób – „odatowania” zmieniających się kadrów. Rzecz bardzo przydatna, przejrzysta i czytelna, zwłaszcza gdy wygląd fizyczny bohaterów na przestrzeni kilku (nastu) lat nie zmienia się jakoś zauważalnie wyraźnie.

Szaleństwo wokół Benedicta Cumberbatcha ciągle było dla mnie nierozwikłaną zagadką. Sherlocka nie oglądam i chociaż filmów z jego udziałem widziałam kilka, to sam Benedict był mi totalnie obojętny. Rola Alana ani trochę tego nie zmienia, więc w dwóch poprzednich zdaniach powinnam użyć czasu teraźniejszego. Poza tym, trudno mi sobie wyobrazić, żeby Cumberbatch albo partnerująca mu Keira Knightley zmienili swoje nominacje na statuetki. Akademia lubi silne metamorfozy aktorów, zwłaszcza te fizyczne, długotrwałe lub intensywne przygotowania do roli, albo chociaż wyraźne naśladowanie sposobu poruszania się/mówienia/mimiki odgrywanych postaci. W „Grze tajemnic” nie ma żadnej z tych rzeczy, więc nagrody dla Benedicta czy też Keiry byłyby dla mnie sporym zaskoczeniem.


Na koniec  - mam wrażenie, że w „Grze tajemnic” Enigma wcale nie była tematem przewodnim. Trudności naukowo-zawodowe, z jakimi borykał się Alan (niechęć dofinansowywania budowy jego maszyny o imieniu Christopher, ułomność większości umysłów, które byśmy porównali do umysłu Turinga) jakoś mnie specjalnie nie poruszyły. To ciągle powracające wspomnienia z trudnego dzieciństwa, homoseksualizm i brak akceptacji (nie mówiąc już o zrozumieniu) ze strony władzy i społeczeństwa wywołały u mnie najsilniejsze emocje.


Film całkiem dobry, ale znowu bez szału. Nie zdziwiłabym się, gdyby "Gra..." okazała się tegorocznym wielkim przegranym, Aż 8 nominacji i żadnego pewniaka - w tych 8.kategoria można znaleźć lepszych kandydatów.

A tak btw. to....jak dotąd, trochę nudne te tegoroczne Oscary L

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz