Russell Crowe jako Joshua Connor,
australijski farmer, który spełniając ostatnią wolę niedawno zmarłej żony
przybywa do Turcji, by odszukać ciała swych synów poległych w bitwie pod
Gallipoli. Connor jest człowiekiem twardym i doświadczonym przez życie, jednak
kraj, w którym się znajduje zaskakuje go odmiennością, a brytyjscy okupanci
odrzucają prośby o wydanie ciał poległych. Z pomocą Connorowi przychodzi
Turczynka (Olga Kurylenko) pracująca w hotelu, w którym zatrzymuje się Joshua. – Źródło: Fimweb
Ciekawa, wręcz nieprawdopodobna
historia sprawia, że blisko dwugodzinny seans mija błyskawicznie. Wartka akcja
i brak dłużyzn skutecznie wykluczają nudę. Do słabszych momentów należą jedynie
sceny z udziałem pięknej, ale drewnianej Olgi Kurylenko. Aktorka obsadzana
najczęściej w rolach atrakcyjnych towarzyszek niebezpiecznych facetów mogłaby
ograniczyć swój udział w filmach do stania i wyglądania. Z kolei największym
odkryciem w „Źródle…” jest Yilmaz Erdogan – genialnie zagrał tajemniczego, ani nie
jednoznacznie złego, ani tym bardziej jednoznacznie dobrego bohatera. Przy nim
blado wypadła nawet największa gwiazda filmu, czyli Crowe.
Chociaż Russell Crowe nie ma
jeszcze dużego doświadczenia w reżyserii, to za „Źródło nadziei” na pewno nie
będzie się musiał wstydzić. Niektóre sceny, zwłaszcza oglądane na dużym ekranie,
wywołują ogromne wrażenie: poszukiwanie wody, burza piaskowa, pole po bitwie – to
prawie majstersztyk.
Film naprawdę dobry, jednak
z typu „do jednokrotnego obejrzenia”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz