[This Must Be the Place, 2011]
Zawsze bardzo się cieszymy z Waszych komentarzy, a
gdy pytacie nas o zdanie nt. jakiegoś konkretnego filmu jest nam podwójnie miło! Dlatego spełniając
prośbę – zamieszczamy recenzję Wszystkich odlotów Cheynney’a.
Jest to kolejny film drogi, który zdobył mnóstwo
pozytywnych recenzji. Moja też nie będzie negatywna, ale zdecydowanie nie
zostałam wielką fanką Wszystkich odlotów
Cheyenney’a. Przede wszystkim
dlatego, że moim numerem jeden w tej kategorii jest Wszystko za życie. Żeby było ciekawiej wyreżyserował go Sean Penn,
czyli odtwórca roli Cheynney’a.
Odlotów w tym filmie jest rzeczywiście sporo. Główny
bohater to były rockman, który chowa swoją twarz pod czarną czupryną i grubą
warstwą ostrego makijażu. Obok Cheyenne’a nikt nie przechodzi obojętnie - ludzie albo się go boją, albo się z niego
śmieją, albo rozmawiają z nim jak ze starym znajomym, chociaż tak naprawdę dopiero
go poznali. Podsumowaniem jego osobowości mogą być słowa, które powiedziała do
niego jedna ze znajomych: „Dlaczego nigdy nie zacząłeś palić? Bo wciąż jesteś
dzieckiem. Dzieci nigdy nie chcą palić.” Cheyenney przechodzi ogromną przemianę
po podróży, w czasie której szuka prześladowcy ( Niemca z Aushwitz)swojego
zmarłego ojca. W końcowych scenach pali pierwszego w życiu papierosa,
diametralnie zmienia image i staje się prawdziwym mężczyzną. Czyli pełny,
typowy, niezaskakujący happy end.
Niektórzy podkreślają, że Wszystkie odloty Cheyenney’a to film, który z jednej strony rozśmiesza,
a drugiej wzrusza. Mnie rozśmieszył kilka razy, nie wzruszył wcale, ale za to
przez całe 113 minut siedziałam zdziwiona i się zastanawiałam: co to za człowiek i o co mu tak właściwie
chodzi? Dlaczego wygląda tak krzykliwie, a mówi monotonnie jak filozof zamknięty
w swoim świecie ontologii? Cheyenney to zdecydowanie jedna z bardziej
skomplikowanych postaci kina i chyba każdy widz zanalizuje jego zachowania w
inny sposób.
Przeogromnym plusem filmu jest Sean
Penn. Dlatego dziwię się, że nie zdobył on nawet nominacji do Oscara 2012.
Jednak zważając na to, że Penn ma na swoim koncie już dwie złote statuetki w
kategorii najlepszy aktor (2004 – Rzeka tajemnic
i 2009 – Obywatel Milk), było
oczywiste, że także tym razem poradził sobie doskonale z wykreowaniem takiej
barwnej, skomplikowanej i ekscentrycznej postaci jak Cheyenney.
Zatem zachęcam wszystkich, którzy jeszcze nie
widzieli filmu, do nadrobienia zaległości. Jestem bardzo ciekawa jak Wy interpretujecie
niepospolitego Cheyenney’a i jego
przemianę, której efektów możemy się tylko domyślać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz