poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Wszystkie odloty Cheyenney'a


[This Must Be the Place, 2011]

Zawsze bardzo się cieszymy z Waszych komentarzy, a gdy pytacie nas o zdanie nt. jakiegoś konkretnego filmu  jest nam podwójnie miło! Dlatego spełniając prośbę – zamieszczamy recenzję  Wszystkich odlotów Cheynney’a.



Jest to kolejny film drogi, który zdobył mnóstwo pozytywnych recenzji. Moja też nie będzie negatywna, ale zdecydowanie nie zostałam wielką fanką Wszystkich odlotów Cheyenney’a.  Przede wszystkim dlatego, że moim numerem jeden w tej kategorii jest Wszystko za życie. Żeby było ciekawiej wyreżyserował go Sean Penn, czyli odtwórca roli Cheynney’a.

Odlotów w tym filmie jest rzeczywiście sporo. Główny bohater to były rockman, który chowa swoją twarz pod czarną czupryną i grubą warstwą ostrego makijażu. Obok Cheyenne’a nikt nie przechodzi obojętnie -  ludzie albo się go boją, albo się z niego śmieją, albo rozmawiają z nim jak ze starym znajomym, chociaż tak naprawdę dopiero go poznali. Podsumowaniem jego osobowości mogą być słowa, które powiedziała do niego jedna ze znajomych: „Dlaczego nigdy nie zacząłeś palić? Bo wciąż jesteś dzieckiem. Dzieci nigdy nie chcą palić.” Cheyenney przechodzi ogromną przemianę po podróży, w czasie której szuka prześladowcy ( Niemca z Aushwitz)swojego zmarłego ojca. W końcowych scenach pali pierwszego w życiu papierosa, diametralnie zmienia image i staje się prawdziwym mężczyzną. Czyli pełny, typowy, niezaskakujący happy end.

Niektórzy podkreślają, że Wszystkie odloty Cheyenney’a to film, który z jednej strony rozśmiesza, a drugiej wzrusza. Mnie rozśmieszył kilka razy, nie wzruszył wcale, ale za to przez całe 113 minut siedziałam zdziwiona i się zastanawiałam:  co to za człowiek i o co mu tak właściwie chodzi? Dlaczego wygląda tak krzykliwie, a mówi monotonnie jak filozof zamknięty w swoim świecie ontologii? Cheyenney to zdecydowanie jedna z bardziej skomplikowanych postaci kina i chyba każdy widz zanalizuje jego zachowania w inny sposób.

Przeogromnym plusem filmu jest  Sean Penn. Dlatego dziwię się, że nie zdobył on nawet nominacji do Oscara 2012. Jednak zważając na to, że Penn ma na swoim koncie już dwie złote statuetki w kategorii najlepszy aktor (2004 – Rzeka tajemnic i 2009 – Obywatel Milk), było oczywiste, że także tym razem poradził sobie doskonale z wykreowaniem takiej barwnej, skomplikowanej i ekscentrycznej postaci jak Cheyenney.

Zatem zachęcam wszystkich, którzy jeszcze nie widzieli  filmu, do nadrobienia  zaległości. Jestem bardzo ciekawa jak Wy interpretujecie niepospolitego Cheyenney’a i jego przemianę, której efektów możemy się tylko domyślać.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz