piątek, 23 sierpnia 2013

Ostatnia miłość na Ziemi / Perfect Sense

Zastanawialiście się kiedyś kto odpowiada za polskie tłumaczenia tytułów? Ja niejednokrotnie… Częściową odpowiedź znalazłam tutaj. Oczywiście rozumiem, że marketing jest ważny, że nie zawsze da się odzwierciedlić grę słów z oryginalnego tytułu i, że niektóre epitety mogą brzmieć np. po angielsku zupełnie naturalnie, a po polsku koślawo. Jednak kiedy dystrybutor zgadza się przetłumaczyć „Perfect sense” na „Ostatnia miłość na Ziemi”, to aż się nasuwa pytanie: Czy ta osoba w ogóle widziała film, o którym mowa?


„Perfect sense”, jak można wywnioskować po tytule ;), to opowieść przede wszystkim o zmysłach. Konkretniej – to opowieść o tym, jak ludzkość, w wyniku globalnej i niemożliwej do powstrzymania epidemii,  traci kolejne zmysły. Określone stany emocjonalne stają się syndromami utraty poszczególnych zmysłów. Stan depresyjny, niekontrolowane wybuchy płaczu są zapowiedzią utraty zapachu, ataki paniki i strachu poprzedzają zanik smaku, nagła agresja prowadzi do głuchoty, a niepohamowana radość oraz chęć pojednania to oznaka utraty wzroku. Ponieważ film jest melodramatem, nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Dlatego na tle rozprzestrzeniającej się epidemii pojawia się para: szef kuchni Michael (Ewan McGregor) pierwszy raz w życiu zakochuje się tak „na maksa” w pani epidemiolog  Susan (Eva Green).

Ewan McGregor i Eva Green
Kiedy zaczęłam oglądać film, pomyślałam sobie, że będzie tak:
 epidemia (czyt. koniec ludzkości) + wielka miłość = ostatnia miłość na Ziemi.
Et voila: zagadka polskiego tytułu rozwiązana, całkiem logiczne i całkowicie ckliwe. Ku mojemu zdziwieniu, „Perfect sense” nie jest aż taki banalny, dlatego nadal wspomniane wyżej tłumaczenie kompletnie do mnie nie trafia.
Film skłonił mnie nawet do refleksji nad tym, że posiadanie wszystkich zmysłów jest tak oczywistą sprawą, że utrata jakiegokolwiek z nich mogłaby być tragedią – a co dopiero utrata wszystkich! Jednak bohaterowie pokazują, że do wszystkiego można się przyzwyczaić i, że z (prawie) wszystkim da się żyć. Stracili węch – skupili się na wyrazistszym smaku, stracili smak – skupili się na wyglądzie i konsystencji jedzenia. Dużym plusem jest reżyseria (Davis Mackenzie), którą docenią nawet ci, którzy w ogóle nie zwracają na nią uwagi. Przykład: bohaterowie tracą słuch – do widza nie docierają już żadne dźwięki, zostaje tylko obraz. Nietrudno się domyślić, co się dzieje, gdy w wyniku epidemii ludzie tracą wzrok. Dzięki takim zabiegom można całkowicie wczuć się w oglądaną fabułę, empatia gwarantowana.

Spodobało mi się także to, w którym  momencie film się skończył.  Działa na wyobraźnię, bo zwróciliście uwagę, o jakim ze zmysłów nie wspomniałam? Został on pominięty przez scenarzystę (Kim Fupz Aakeson), ale nietrudno się domyślić, że byłby następnym etapem epidemii. A wtedy ludzie staliby się roślinami.

Mam wrażenie, że wątek miłosny miał wnieść taki nostalgiczny powiew, żeby widzowie doszli do wniosku, że najsilniejszym, najlepszym, tym perfect sense – jest nie tyle któryś ze zmysłów, co uczucie miłości. Jak teraz czytam to, co napisałam, to aż się sama dziwię, że się nie wzruszyłam na końcówce ;)


6 komentarzy:

  1. Mnie ten film bardzo sie podobał.Świetna gra aktorska to przede wszystkim.przy takim scenariuszu,gdzie trzeba zagrać spojrzeniem,gestem w sposób subtelny,ale i wyrazisty Green i McGregor spisali sie niemal oskarowo.Sam pomysł też jest ciekawy,a przede wszystkim nie zrobiono z tego filmu sci-fi tylko melodramat i to wyszło produkcji na plus.
    Musze sie przyznać,że przed obejrzeniem tego filmu nie doceniałam zbytnio moich zmysłów,a przede wszystkim poleganiu na nich,ale to sie zmieniło i tak kino powinno oddziaływac na Nas widzów.

    Pozdrawiam i zapraszam do siebie
    http://film2me2you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aktorzy rzeczywiście pierwszorzędni :) Chociaż McGregora najbardziej lubię w "Autorze widmo", a Evę Green podziwiam za odwagę w "Marzycielach".
      P.S. Będę zaglądać na Twojego bloga!
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  2. Mnie się bardzo podobał pomysł na cierpienie psychiczne ludzi, przed utratą kolejnego ze zmysłów, z powodu poczynionych krzywd bliźnim. Pomyśałam sobie wtedy -dobry pomysł piekło. Nie smażenie w smole, gotowanie w kociołku nad ogniem, ale ogromne cierpienie z powodu wyrzutów sumienia.
    Podobała mi się idea, tak jak i Tobie, dostosowania się do nastajacych nowych warunków istnienia, na tym w końcu polega inteligencja i ta umiejętność decyduje o przetrwaniu każdego gatunku.
    Urzekła mnie Eva Green, jakoś z "Marzycieli" ją słabo pamiętam. McGregor - wiadomo, zawsze perfect.
    Wydźwięk filmu faktycznie ujmujący - dopóki żyjemy dopóki kochamy. Może gdybym miła ze 20 lat mniej popłakałabym się ze wzruszenia, a teraz no cóż, temat już nie raz przerabiany, ale trzeba przyznać, że w tym przypadku trochę inaczej i ciekawiej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Włączając film, myślałam sobie, że to będzie typowy wyciskacz łez (chociaż ostatnimi czasy trudno jest mi znaleźć tytuł, na którym bym się wzruszyła). W życiu się nie spodziewałam, że po seansie "Ostatniej miłości..." będzie można wysunąć tyle ciekawych wniosków.
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. A może z tym tłumaczeniem tytułu to jest tak, że jego autor uważa polskiego widza za idiotę? Nie rozumiem także tego tłumaczenia jakby "Zmysł idealny" nie byl idealnym polskim tytułem.
    A sam film - super. Gra aktorska i fabuła. Po obejrzeniu filmu przez 20 minut siedziałam w ciszy a potem nagle zaczełam płakać. Przyznam, że żaden film nie wzbudził we mnie takiej reakcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze kiedy zaczynam oglądać jakiś film, to mam nadzieję właśnie na takie głębokie emocje. Nieczęsto się tak zdarza, ale może to i lepiej, bo dzięki temu jeszcze bardziej doceniam te doskonałe produkcje.
      Pozdrawiam :)

      Usuń