Zastanawialiście się kiedyś kto odpowiada za polskie
tłumaczenia tytułów? Ja niejednokrotnie… Częściową odpowiedź znalazłam
tutaj. Oczywiście rozumiem, że marketing jest ważny, że nie zawsze da się
odzwierciedlić grę słów z oryginalnego tytułu i, że niektóre epitety mogą
brzmieć np. po angielsku zupełnie naturalnie, a po polsku koślawo. Jednak kiedy
dystrybutor zgadza się przetłumaczyć „Perfect sense” na „Ostatnia miłość na
Ziemi”, to aż się nasuwa pytanie: Czy ta osoba w ogóle widziała film, o którym
mowa?
„Perfect sense”, jak można wywnioskować po tytule
;), to opowieść przede wszystkim o zmysłach. Konkretniej – to opowieść o tym,
jak ludzkość, w wyniku globalnej i niemożliwej do powstrzymania epidemii, traci kolejne zmysły. Określone stany
emocjonalne stają się syndromami utraty poszczególnych zmysłów. Stan
depresyjny, niekontrolowane wybuchy płaczu są zapowiedzią utraty zapachu, ataki
paniki i strachu poprzedzają zanik smaku, nagła agresja prowadzi do głuchoty, a
niepohamowana radość oraz chęć pojednania to oznaka utraty wzroku. Ponieważ
film jest melodramatem, nie mogło zabraknąć wątku miłosnego. Dlatego na tle
rozprzestrzeniającej się epidemii pojawia się para: szef kuchni Michael (Ewan
McGregor) pierwszy raz w życiu zakochuje się tak „na maksa” w pani epidemiolog Susan (Eva Green).
Ewan McGregor i Eva Green |
Kiedy zaczęłam oglądać film, pomyślałam sobie, że
będzie tak:
epidemia (czyt. koniec ludzkości) + wielka miłość = ostatnia miłość
na Ziemi.
Et voila: zagadka polskiego tytułu rozwiązana, całkiem logiczne i
całkowicie ckliwe. Ku mojemu zdziwieniu, „Perfect sense” nie jest aż taki
banalny, dlatego nadal wspomniane wyżej tłumaczenie kompletnie do mnie nie trafia.
Film skłonił mnie nawet do refleksji nad tym, że posiadanie wszystkich
zmysłów jest tak oczywistą sprawą, że utrata jakiegokolwiek z nich mogłaby być
tragedią – a co dopiero utrata wszystkich! Jednak bohaterowie pokazują, że do
wszystkiego można się przyzwyczaić i, że z (prawie) wszystkim da się żyć.
Stracili węch – skupili się na wyrazistszym smaku, stracili smak – skupili się
na wyglądzie i konsystencji jedzenia. Dużym plusem jest reżyseria (Davis
Mackenzie), którą docenią nawet ci, którzy w ogóle nie zwracają na nią uwagi.
Przykład: bohaterowie tracą słuch – do widza nie docierają już żadne dźwięki,
zostaje tylko obraz. Nietrudno się domyślić, co się dzieje, gdy w wyniku
epidemii ludzie tracą wzrok. Dzięki takim zabiegom można całkowicie wczuć się w
oglądaną fabułę, empatia gwarantowana.
Spodobało mi się także to, w którym momencie film się skończył. Działa na wyobraźnię, bo zwróciliście uwagę, o
jakim ze zmysłów nie wspomniałam? Został on pominięty przez scenarzystę (Kim
Fupz Aakeson), ale nietrudno się domyślić, że byłby następnym etapem epidemii.
A wtedy ludzie staliby się roślinami.
Mam wrażenie, że wątek miłosny miał wnieść taki
nostalgiczny powiew, żeby widzowie doszli do wniosku, że najsilniejszym,
najlepszym, tym perfect sense – jest nie
tyle któryś ze zmysłów, co uczucie miłości. Jak teraz czytam to, co napisałam,
to aż się sama dziwię, że się nie wzruszyłam na końcówce ;)
Mnie ten film bardzo sie podobał.Świetna gra aktorska to przede wszystkim.przy takim scenariuszu,gdzie trzeba zagrać spojrzeniem,gestem w sposób subtelny,ale i wyrazisty Green i McGregor spisali sie niemal oskarowo.Sam pomysł też jest ciekawy,a przede wszystkim nie zrobiono z tego filmu sci-fi tylko melodramat i to wyszło produkcji na plus.
OdpowiedzUsuńMusze sie przyznać,że przed obejrzeniem tego filmu nie doceniałam zbytnio moich zmysłów,a przede wszystkim poleganiu na nich,ale to sie zmieniło i tak kino powinno oddziaływac na Nas widzów.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie
http://film2me2you.blogspot.com/
Aktorzy rzeczywiście pierwszorzędni :) Chociaż McGregora najbardziej lubię w "Autorze widmo", a Evę Green podziwiam za odwagę w "Marzycielach".
UsuńP.S. Będę zaglądać na Twojego bloga!
Pozdrawiam :)
Mnie się bardzo podobał pomysł na cierpienie psychiczne ludzi, przed utratą kolejnego ze zmysłów, z powodu poczynionych krzywd bliźnim. Pomyśałam sobie wtedy -dobry pomysł piekło. Nie smażenie w smole, gotowanie w kociołku nad ogniem, ale ogromne cierpienie z powodu wyrzutów sumienia.
OdpowiedzUsuńPodobała mi się idea, tak jak i Tobie, dostosowania się do nastajacych nowych warunków istnienia, na tym w końcu polega inteligencja i ta umiejętność decyduje o przetrwaniu każdego gatunku.
Urzekła mnie Eva Green, jakoś z "Marzycieli" ją słabo pamiętam. McGregor - wiadomo, zawsze perfect.
Wydźwięk filmu faktycznie ujmujący - dopóki żyjemy dopóki kochamy. Może gdybym miła ze 20 lat mniej popłakałabym się ze wzruszenia, a teraz no cóż, temat już nie raz przerabiany, ale trzeba przyznać, że w tym przypadku trochę inaczej i ciekawiej.
Włączając film, myślałam sobie, że to będzie typowy wyciskacz łez (chociaż ostatnimi czasy trudno jest mi znaleźć tytuł, na którym bym się wzruszyła). W życiu się nie spodziewałam, że po seansie "Ostatniej miłości..." będzie można wysunąć tyle ciekawych wniosków.
UsuńPozdrawiam!
A może z tym tłumaczeniem tytułu to jest tak, że jego autor uważa polskiego widza za idiotę? Nie rozumiem także tego tłumaczenia jakby "Zmysł idealny" nie byl idealnym polskim tytułem.
OdpowiedzUsuńA sam film - super. Gra aktorska i fabuła. Po obejrzeniu filmu przez 20 minut siedziałam w ciszy a potem nagle zaczełam płakać. Przyznam, że żaden film nie wzbudził we mnie takiej reakcji.
Zawsze kiedy zaczynam oglądać jakiś film, to mam nadzieję właśnie na takie głębokie emocje. Nieczęsto się tak zdarza, ale może to i lepiej, bo dzięki temu jeszcze bardziej doceniam te doskonałe produkcje.
UsuńPozdrawiam :)