Do ILWM love LOVE?
Od razu uprzedzam, że niniejsza recenzja podzieliła autorki
tego bloga. W skrócie: Agata najchętniej zrównałaby ten film z ziemią.
Fabuła: Pod
wpływem telefonu od matki byłej dziewczyny Murphy wspomina płomienny romans z
Electrą, pełen obietnic, ekscesów i pomyłek. –
FILMWEB
Nawet nie nazwałabym tego romansem, ale po prostu miłością
stereotypowych artystów - MONIKA
Film ten obejrzałam na tegorocznym Festiwalu Krytyków
Filmowych Kamera Akcja w Łodzi. Może się
on podobać lub nie, ale na pewno nikt nie przejdzie wobec niego obojętnie. Tani pornol czy ambitny obraz erotyczny?
Tak się składa, że ani jedno ani drugie.
Zacznijmy od czepiania się. Jednym z większych grzechów tej
produkcji jest jej długość oraz 17 miliardów scen końcowych, po których liczymy
na napisy. Film NA PEWNO zyskałby na jakości gdyby trwał chociaż godzinkę
krócej. Ten sam zarzut możemy wysnuć przeciwko samym aktom seksualnym – wiem, że
dla mężczyzn im dłużej znaczy lepiej, ale Gaspar Noe – przesadą nie zrobiłeś z
siebie żadnego maczo (reżyserii).
Niektóre sceny i dialogi są całkowicie wynaturzone.
Film miał być ultrakontrowersyjny i strzelić w twarz
wszystkim prawicowym despotom, ale ejakulacja na widza (a nie zapominajmy, że
film zrobiony jest w technologii 3D) to nic fajnego. Nie ukrywam, że niektóre
wątki rzeczywiście były dowodem na to, że obraz jest tylko tanim, chwalącym prawie-że-zwierzęce
instynkty sztucznym wytworem. Takie trochę Paris
Shore.
Jednak w ogólnym rozliczeniu film mi się podobał. Może
dlatego, że w porównaniu do Agaty główni bohaterowie nie drażnili mnie (ale
umówmy się, każdy kinomaniak ma swoją filmową antypatię – dla mnie jest to
Kirsten Stewart w Zmierzchu i choćby
nie wiadomo jak kto ją chwalił, ja płaczę na samą myśl, że miałabym to oglądać
jeszcze raz). W LOVE natomiast chwilami czułam się jak przy oglądaniu Gorzkich Godów. Znajomość Murphy’ego i
Electry miała w sobie dziwną truciznę, która tak samo działała na Granta, jak i
na Glusmana. Z fascynacją oglądałam upadek postaci. Zastanawiałam się, czy
większą szkodą byłoby dla nich żyć z sobą, czy bez siebie.
Seks chwilami był filmowo-doskonały. Nie dość, że ciała
bohaterów były naprawdę ładne, to i same akty miłości wyjątkowo naturalne (mając na uwadze Nimfomankę na przykład). Taka
natura tej produkcji: widz popada ze skrajności w skrajność. Raz mu się serwuje
rzeczywiste piękno, za chwilę największą tandetę XXX. Ale czy taki nie jest
właśnie seks?
<chwila zadumy>
Ścieżka dźwiękowa jak dla mnie na plus, choć wiem, że jestem
w mniejszości.
Sama historia. Telefon od matki ‘’ex’’ wywołuje wspomnienia,
które nasilają się tak mocno, że stają się esencją dla całego filmu i z pornola
zamieniają go w ‘’wolnościowy melodramat’’. Taki ‘’mądry Murphy po szkodzie’’. Zarówno
Karl Glusman, jak i Aomi Muyock dobrze wpasowali się w wyznaczone rolę. Ten
pierwszy tkwi w nudnym małżeństwie, w które wpakował się przez 5 minut
nieuwagi. Raz chce nam się z tego śmiać, raz mu współczujemy – samo życie.
Kino erotyczne to chyba trudny temat, tak ogólnie. Nie chodzi o to, że może się komuś nie podobać przez jego pruderyjność, ale przez to, że w łóżku przecież każdy z nas jest inny.
Wiem, że to jest
argument typu ‘’Nie, bo nie’’ ale widziałam wiele więcej o wiele gorszych
produkcji.
Ten ma ode mnie 6/10.
Rzadko to piszemy, ale MUSICIE zobaczyć ten film. Chociażby
dla wyrobienia własnego zdania, którym oczywiście możecie się z nami podzielić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz