czwartek, 1 października 2015

Klub włóczykijów

Wychowani w latach 70-tych XX wieku mają „Podróż za jeden uśmiech”, wychowani w latach 80-tych i 90-tych XX wieku mają „Akademię Pana Kleksa”, wychowani w latach pierwszych XXI wieku nie mają nic, a wychowani teraz mają „Klub włóczykijów”.


Opowieść o dwóch przyjaciołach – Kornelu (Franciszek Dziduch) i Maksie (Jakub Wróblewski), którzy w towarzystwie wujka jednego z nich – Dionizego (Bogdan Kalus) oraz babysitterki (sama siebie tak nazywa) – Joanny (Kamila Bujalska) wyruszają na poszukiwanie zaginionego rodzinnego skarbu. Po drodze muszą sobie poradzić m.in. z dwoma typami spod ciemnej gwiazdy (Tomasz Karolak i Wojciech Mecwaldowski).

Maks, wujek Dionizy, Kornel  - Klub Włóczykijów

Masz młodszą siostrę, brata, wnuka sąsiada, albo w ogóle jakiekolwiek dziecko pod ręką? Zabierz je do kina na „Klub włóczykijów”. Nie masz żadnego dziecka pod ręką? Idź sam do kina na „Klub włóczykijów”. Lekka i zabawna, a przy tym przemyślana, poukładana i trzymająca się kupy fabuła, świetnie dobrana muzyka, przecudowny obraz i zdjęcia oraz dobra gra aktorska, to kilka głównych powodów, przez które na filmie Tomasza Szafrańskiego bawiłam się jak rasowy uczeń podstawówki.

Już sama czołówka wyróżnia się oryginalnością i bardzo dobrą jakością. A to dopiero mała zapowiedź profesjonalnych zdjęć, które są najmocniejszą stroną „Klubu…”. Ten film jest po prostu ŚLICZNIE nakręcony i gdyby nie polskie dialogi, to można by stwierdzić, że jest on przedstawicielem kina brytyjskiego lub amerykańskiego. Polskie filmy przyzwyczaiły mnie do tego, że jak tylko akcja zaczyna się rozkręcać, kręci się dosłownie wszystko na ekranie. A jeśli (co gorsza) główny bohater gdzieś biegnie, to wygląda to tak, jakby biegła z nim cała ekipa filmowa - zaczynając od operatora, a kończąc na scenografach i charakteryzatorach… Aż tu nagle na seansie „Klubu włóczykijów” niespodzianka! Ani razu nie dała o sobie znać moja choroba lokomocyjna. Byłam zachwycona.

Duet Mecwaldowski&Karolak naprawdę daje radę. I chociaż aktorzy nie pojawiają się na ekranie wybitnie często, to jeśli już są, automatycznie wywołują uśmiech na twarzy. Myślę, że śmiało można ich nazwać Marvem i Harrym (tak, tak tymi z Kevina) polskiego kina.

Tomasz Karolak

Wojciech Mecwaldowski


„Klub włóczykijów” to chyba pierwszy polski film przygodowy dla starszych dzieci (i dorosłych) wyprodukowany w XXI wieku. Idąc do kina nie spodziewałam się, że te kilkadziesiąt minut aż tak skutecznie poprawi mi humor i postawi do pionu. 
P.S. Plakat tradycyjnie wężowy. Wygląda jak instrukcja obsługi bohaterów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz