niedziela, 13 stycznia 2013

Bestie z południowych krain


Oscarowa gorączka trwa w najlepsze, więc intensywnie szukam swojej perełki w kategorii najlepszy film. Na dzisiejsze popołudnie wybrałam Bestie z południowych krain. Film jest na pewno ciekawy i dość nietypowy, a po jego obejrzeniu mam wyjątkowo skrajne wrażenia.




W opisach Bestii… możemy znaleźć informacje, że film jest opowieścią o  małej dziewczynce, która razem ze swoim ojcem i nieliczną grupą innych osób zamieszkuje bagienny teren, nazywany przez nich wanną. Po ogromnej powodzi ludzie ci przygotowują się do konfrontacji z groźnymi, wielkimi bestiami – dzikami, które po kataklizmie obudziły się z tysiącletniego snu. Opis był dla mnie tak mało zachęcający, że film zdecydowałam się obejrzeć tylko i wyłącznie ze względu na jego oscarowe nominacje.

Chociaż skrót fabuły okazał się zgodny z prawdą, to dla mnie był (na szczęście!!!)  co najwyżej drugoplanowy. Teraz określiłabym Bestie… raczej jako opowieść o, zadziwiająco trudnym do zrozumienia, przywiązaniu człowieka do innych ludzi i miejsc. Dlaczego trudnym do zrozumienia? Po pierwsze,  bo mała, główna bohaterka – Hushpuppy (Quvenzhane Wallis) – udowadnia bezgraniczną miłość dziecka do rodzica. Chociaż ojciec jest zgorzkniałym, schorowanym, częściej groźnym, niż czułym opiekunem, to dziewczynka ciągle widzi w nim najważniejszą na świecie osobę. Stara się wykonywać jego polecenia, czasami się buntuje i złości, ale w ostateczności i tak zawsze chce z nim być. Po drugie, bohaterowie filmu przypominają nam, że najlepiej, najpewniej i najbezpieczniej czujemy się w miejscu, które określamy swoim domem. A to jeszcze trudniej zrozumieć, siedząc w ciepłym, czystym pokoju, przed laptopem i porównując swoje otoczenie, do otoczenia mieszkańców filmowej wanny. Może to wszystko brzmi patetycznie i wzruszająco, ale w filmie te wartości są tak delikatnie przekazane, że raczej działają na naszą podświadomość, niż świadomość, przez co nie rażą banalnością.

Siłę filmu z pewnością stanowi główna aktorka, 9-letnia Quvenzhane Wallis. Chyba nawet nie grała jakoś zadziwiająco dojrzale. Jednak to dobrze, bo wydaje mi się, że ona w ogóle nie grała, ona po prostu była. Wyglądała jak bohaterka filmu dokumentalnego, w którym ukryta kamera śledzi kolejne ruchy i zachowania zwyczajnych ludzi.  Za to scena, w której filmowa Hushpuppy płacze (nie histerycznie, ale cicho i z ogromnymi łzami) jest dla mnie zdecydowanie sceną oskarową. Dlatego chociażby ze względu na to ujęcie w zupełności się zgadzam z nominacją Quvenzhane Wallis do nagrody za najlepszą aktorkę pierwszoplanową. Warto też przypomnieć, że jest ona najmłodszą aktorką, która została nominowana do Oscara. W 1974 roku 10-letnia Tatun O-neal zdobyła najpierw nominację, a później statuetkę, ale w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa. Co ciekawe, reżyser Bestii z południowych krain zdecydował się zatrudnić Wallis, gdy przyszła do niego na casting będąc jeszcze  5-letnią dziewczynką.

Quvenzhane Wallis - nominowana do Oscarów 2013 w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa

Wracając do moich skrajnych wrażeń – wynikają one  z tego, że niestety całość filmu popsuły w moich oczach między innymi wspomniane elementy fantastyki. Wątek z dzikimi bestiami wydał mi się zupełnie niepotrzebny i naciągany. Pewnie miał być jakimś synonimem zagrożeń czyhających na każdego człowieka, czy czymś w tym rodzaju, ale do mnie zwyczajnie nie przemówił.  Poza tym niektóre wątki i sceny wyglądały na niedokończone, a może nawet niezrozumiałe i zbyteczne. Zdecydowanie psuje to całe wrażenie, bo czekając na kontynuację rozpoczętego wątku, nagle pojawia się nowy, przez co poprzedni zostaje zapomniany.

Chociaż Bestie z południowych krain raczej nie będą moją perełką tegorocznych Oscarów, to i tak myślę, że nie zaszkodzi zobaczyć tego filmu. Polecam przede wszystkim osobom, które mają ochotę na chwilkę refleksji oraz tym, które lubią baśniowe opowieści z przesłaniem. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz