sobota, 12 stycznia 2013

Lincoln


12 nominacji do Oscara, 12 letnie zbieranie informacji do tego filmu przez Spielberga. Film głośny, zbierający najlepsze recenzje. A mnie rozczarował i sądzę, że nominacje są niesłuszne. Dlaczego?
Już wyjaśniam.

Może moja krytyka spowodowana jest tym, że zaczęłam maraton filmów od Django, jednak przez wciąż wyskakujący limit nie mogłam go dokończyć. Film zapowiada się wyśmienicie, bardzo wciągający, dlatego jak tylko pokonam limit, spodziewajcie się recenzji. Z chęci obejrzenia wszystkim filmów Oscarowych i z ciekawości włączyłam Lincolna, z wygórowanymi oczekiwaniami, które w krótkim czasie poleciały na łeb, na szyję. Film na ekrany polskich kin wchodzi 1 lutego, jestem przekonana, że nie zgarnie on najlepszych recenzji od ''przeciętnego widza''.


Nie jestem fanką ostatnich dzieł Stevena S. Czas Wojny też mnie nie zachwycił, podobnie jak Lincoln.

Jak się pewnie doskonale orientujecie film opowiada historię jednego z prezydentów USA. Głównie mówi o jego walce ze zniesieniem 13 poprawki traktującej o niewolnictwie w Stanach. Z drugiej strony mamy również pokazane życie prywatne Lincolna.

Film trwa 2 godziny i 29 minut. Mógłby on spokojnie zostać skrócony o całą godzinę, nam oszczędziłoby to czasu. Chociaż może ta godzina nakręcona została po to, by dać nam czas na krótkie drzemki. Uwierzcie mi, że rzadko zasypiam w trakcie filmu. Tutaj niestety to nastąpiło. Po przebudzeniu, po 20 minutach błogiego snu zorientowałam się, że nic nie przegapiłam. Akcja była tam gdzie ją pozostawiłam.

Dużo gadania, mało akcji - tak po krótce mogłabym skrócić ten film. Masa powtarzających się dysput polityków, ciągłego gadania. Film jest mdły, nic się w nim nie dzieje, nic godnego zapamiętania. W jednej z recenzji przeczytałam: ''Poznamy burzliwą historię Abrahama Lincolna...'' - jaką burzliwą? Zarówno w sferze polityki, jak i w życiu prywatnym nie dzieje się nic burzliwego. Chociaż, nie - dzieje się, ale twórcy nie umieli tego pokazać. Film jest składową przeciągniętych, powtarzających się scen..

Jest to amerykańska produkcja, o amerykańskim prezydencie,  myślałam, że będzie robiona z amerykańskim rozmachem. Doskonali aktorzy, świetna muzyka, Lincoln pokazany jako największy bohater i patetyczne zakończenie. Nic z tych rzeczy. Jeżeli więc chcecie zobaczyć ''kawał dobrego, amerykańskiego kina'' to nie idźcie do sali kinowej, w której grają Lincolna. Chyba, że jesteście zafascynowani szeroko pojętą polityką. Wtedy jest to film dla Was.

Po obejrzeniu tej produkcji Abraham Lincoln nie wydaje mi się być wybitnym, a już na pewno nie ciekawym politykiem. W mojej pamięci po Lincolnie główna postać zapamiętana będzie jako schorowany, wysoki staruszek, z mało śmiesznymi anegdotami.  Jeżeli chodzi o poczucie humoru to mógłby on stanąć w rywalizacji z naszym prowadzącym Familiadę. A szkoda, bo doskonale zdajemy sobie sprawę, że Lincoln powiedział w swoim życiu parę mądrych rzeczy, cytowanych do dziś. Miałam nadzieję, że zachwyci chociaż scenografia, czy kostiumy, ale tu też rozczarowanie.

Osobiście nie rozumiem nominacji do Oscara dla roli pierwszoplanowej, dla Daniela Day-Lewisa. Nie wyróżniał się zupełnie niczym, na tle pozostałej ekipy aktorów. Jak już wcześniej napisałam - nieciekawie pokazał graną przez siebie historyczną postać  i przy wcześniejszym oglądanym przeze mnie filmie Django i roli Christopha Waltza... no cóż, moim zdaniem Day-Lewis, może sznurować buty doskonałemu Waltzowi, ale na pewno nie stać z nim w jednej kolejce po Oscara. Sam fakt, że oboje zostali nominowani do tej samej nagrody (mimo, że Waltz w kategorii: aktor drugoplanowy) to dla mnie jakieś nieporozumienie.

Podsumowując: film oceniam na 6/10. Myślę, że zgarnie nie jedną nagrodę i będzie podobnie jak z Artystą, doceniany przez Akademię, ale krytykowany przez zwykłych widzów, w tym i przeze mnie.


2 komentarze:

  1. "Nie jestem fanką ostatnich dzieł Stevena S."
    Podpisuję się pod tym zdaniem. Oczywiście, nie zamierzam umniejszać talentu tego reżysera. Spielberg jest twórcą wybitnym i udowodnił to nie raz. Ale prawda jest taka, że - w mojej opinii - nie nakręcił dobrego filmu od czasów Terminalu i Monachium. Wszelkie próby, czy to fantastyczne jak Wojna Światów, czy też odświeżanie starych hitów jak Indiana Jones, wreszcie próby stworzenia pięknej laurki pod Akademię jak Czas wojny, były dla mnie po prostu słabe. Jedne bardziej, drugie mniej, ale właśnie Czas Wojny był już szczytem. Tak bardzo patetycznego i marnego filmu zarazem nie widziałem od lat.

    Bałem się, że Lincoln, ze względu na tematykę, będzie podobny. I w pewnym sensie był, patosu tu nie brak a i fakt, że film w całości nakręcony jest pod Oscary jest niezaprzeczalny. Ale już z samego oglądania płynie nieco większa radość. Nie jestem z Lincolna zadowolony i nie zrobił na mnie wrażenia. Moim zdaniem nie zasłużył na tyle nominacji i na rozgłos, który teraz będzie mu towarzyszył. To tylko przeciętne kino. Niezłe, posiadające liczne zalety, ale nadal przeciętne.

    Trudno mi się za to zgodzić z nieciekawą rolą Day-Lewisa. Owszem, nie była to najlepsza kreacja 2012 roku, bo dla mnie z Joaquinem Phoenixem za Mistrza nikt się równać nie może. Ale Day-Lewis naprawdę stworzył świetną postać.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście, również nie umniejszam Spielbergowi, jest wybitnym reżyserem, mam nadzieję, ze jeszcze stworzy coś, co mnie zachwyci.

    Mniej rola Day-Lewisa nie zachwyciła, a Mistrza muszę zobaczyć w takim razie koniecznie! Bo jeszcze nie miałam okazji.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń