wtorek, 15 stycznia 2013

Django



Do obejrzenia filmu zachęciły mnie dwa fakty:
1. Wyreżyserował go Tarantino, twórca genialnych ''Bękartów Wojny'' (ocenionych przeze mnie na najlepszą możliwą ocenę)
2. Został nominowany do pięciu Oscarów w tym roku.


Co mnie odstraszało? Perspektywa westernu. Oczami wyobraźni widziałam  taki obraz: Cowboy w kozakach z ostrogami stoi przed knajpą, przetacza się kulka kurzu. Wchodzi, wszyscy zamierają, a on wyprowadza jednego osobnika, następnie stają przed sobą, na piaskowym podłożu, w słońcu, w odległości 50 metrów, pada strzał. Jeden pada. Cała akcja zajmuje godzinę trzydzieści, czyli cały film.

Moja radość nie miała granic, gdy Tarantino postanowił piasek zastąpić śniegiem, typowych cowbojów - łowcami głów, a sama akcja była tak wciągająca, że obejrzałam film jednym tchem. Świetne kino, bliskie określenia ''ARCYDZIEŁO''.

Zacznijmy od tego, że Django to nie czysty western. Quentin zmieszał po raz kolejny gatunki. Film to mieszanka Kill Billa i wcześniej wspomnianych Bękartów. W produkcji znajdziemy elementy komedii, dramatu, czy nawet romansu. Reżyser pomieszał i stworzył całkiem nową jakość.  Django zalicza się do gatunku ''spaghetti western''.(kurczę, dzięki temu blogowi jeszcze się czegoś nauczycie :)):

Z Wikipedii: Spaghetti western – potoczna nazwa nurtu we włoskiej kinematografii w latach 1963–1973, stanowiąca określenie kręconych we Włoszech i Hiszpanii westernów. Twórcą charakterystycznych cech tego podgatunku był Sergio Leone (I widoczne w filmie jest to, ze Tarantino się na nim wzorował).
Spaghetti westerny były produkowane przy wykorzystaniu zwykle niskiego budżetu, z udziałem aktorów europejskich oraz latynoskich i kilku amerykańskich. Cechowały się wysoką brutalnością, nihilizmem moralnym i czarnym humorem. 
Django to imię głównego bohatera, granego przez Jamie Foxxa. Film porusza problem rasizmu i handlu czarnoskórymi niewolnikami (chyba mało westernowska konwencja). Django zamienia łańcuchy na kowbojski kapelusz i dwie spluwy, wyrusza z niemieckim dentystą i łowcą głów w jednym ku przygodzie. Nie chcę zdradzić Wam wielu szczegółów, by nie zepsuć Wam prawdziwej radości oglądania tej produkcji.



Muzyka. Tarantino nie dość  że sięgnął po klasyki gatunku, które poznacie, nawet gdy podobnie jak ja jesteście kompletnymi westernowymi laikami. Co oryginalne i co stanowi niewątpliwą zaletę tego filmu, usłyszymy w nim również współczesny rap. 
Już w Bękartach byłam pod wrażeniem doboru obsady. Tarantino kolejny raz nie zwiódł. Waltz gra tak błyskotliwie, tak doskonale, że gorąco trzymam kciuki za kolejnego Oscara. Foxx i DiCaprio nie pozostają daleko w tyle. Kreują świetne, skrajne, ciekawe postaci.

Pewnie ciekawi jesteście czy film jest bardzo brutalny. A i owszem, dochodzi do rozlewu krwi. Reżyser musiał dać ''coś od siebie''. Mnie jednak to nie zraziło. Niektóre sceny wręcz wymagały ukazania okrucieństwa abyśmy mogli rozpoznać emocje bohatera. Nie chodzi mi tutaj o rozprawianie się z białymi twarzami, ale o pokazanie np. blizn na plechach żony, co tłumaczy chęć zemsty głównego bohatera. Do pewnego momentu film nie epatuje krwią, okrucieństwem, jest to zrobione, jeżeli mogę użyć tego słowa: ''ze smakiem'' i w sposób przemyślany. Sceny, które można by określić jako czysty horror dla mnie stanowiły pewnego rodzaju metaforę i swoistą parodię gatunku. Są to sceny i litry krwi, które od czasu Kill Billa wybaczamy reżyserowi.

Tarantinowski klimat, sceny niczym z filmów sado-maso, inteligentny humor, oryginalna muzyka, ciekawa konwencja - dla mnie 9/10! Uwielbiam takie inteligentne kino, film ogląda się z nieukrywaną fascynacją.  

Film poleciłam znajomym (poleciłam? to było bardziej coś w stylu: - MUSISZ to zobaczyć!) i na razie każdy z nich ocenił produkcję powyżej 8. Polecam gorąco. Dla mnie jest to Oscarowy faworyt (wiem to, mimo, że nie widziałam jeszcze wszystkich nominowanych filmów)!
Quentin Tarantino -  PLOTKA: Oprócz faktu, że reżyser jest fetyszystą i uwielbia kobiece stopy, podobno planuje kolejne filmy. Nie mogę się doczekać. Niech mu kamera lekką będzie.

5 komentarzy:

  1. Zgadzam się, film warty uwagi. Proponuję zostawić go sobie na wieczór, tak aby już nic nie rozpraszało naszej uwagi :) Wciąga niesamowicie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Trudno się nie zgodzić:) Wieczorna randka z Tarantino to świetny pomysł:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Seans mam już za sobą, choć napisanie recenzji dopiero przede mną:)
    Na świeżo mogę powiedzieć, że główną wadą Django jest jego długość. Nawet jak na Tarantino, u którego każda scena jest dopieszczona do maksimum, niestety - miejscami się nudziłem. Ale zalet jest o wiele więcej. Co tylko pojawi się jakiś aktor, to gra lepiej od poprzedników i wreszcie otrzymujemy prawdziwy popisowy koncert gwiazd. Choć niepozorny L. Jackson przyćmił wszystkich:) Zgadzam się niemal ze wszystkim, co napisałaś - to naprawdę świetne kino. Choć niestety nie przyznał bym mu rangi arcydzieła i w mojej skali ocen byłaby max 8. A i nad tym się zastanawiam. Najbardziej zaś podobał mi się w filmie humor. No na żadnej komedii w ostatnim czasie nie śmiałem się tak, co na Django:)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się, jeśli chodzi o humor! Dyskusja o torbach z za małymi otworami na oczy była genialna :D Ogólnie dialogi w "Django" są rewelacyjne, rzadko da się to ostatnio zauważyć w filmach.
      Pozdrawiam:)

      Usuń
    2. Dokładnie tak! Jeśli sam miałbym wybrać jakąś najlepszą scenę, to wskazałbym na tę samą:) I lubię sobie ją powtarzać na YT w nieskończoność.

      Usuń