wtorek, 22 października 2013

Ambassada

   Kolejna wyczekiwana przeze mnie premiera. Cieszyłam się, że w końcu Polacy załapali trochę dystansu. Po wszystkich dramatach, gdzie jesteśmy pokazywani jako ofiary. Obrazach pełnych patosu i cierpienia, nagle Machulski stwierdził, że ''jest już ok'' i można, po kilkudziesięciu latach po Wojnie pośmiać się z Hitlera. I jakże byłoby cudownie, gdyby film okazał się udany. Albo przynajmniej nie rozczarowujący... tak dobry jak zapowiedzi. No, ale niestety - tak nie było. Tydzień temu opisałam Chce się żyć jako polskich Nietykalnych. Teraz miały być polskie Bękarty Wojny, jednak zostaliśmy głęboko w okopach.


   Sam pomysł na film wydawał mi się świetny. Sama idea przeniesienia się do czasów II Wojny jeszcze jakoś wyszła. Ale poza tym, film był tak naprawdę o niczym. Ot, młodzi Polacy żyjący w 2012 roku przenieśli się w czasie i zaplanowali zamach na Hitlera. Wszystko za sprawą windy w jednej z warszawskich kamienic. 

W filmie nie było jednak wybitnych, godnych zapamiętania dialogów, długo planowanych strategi, przekonywujących zwrotów akcji. 90% filmu wypada nam z głowy jeszcze przed pojawieniem się napisów końcowych.

   Przemek i Mela, czyli wspomniani zamachowcy, to młode małżeństwo. Jednak w ich związku nie ma ani grama wiarygodności, szczęścia, czy miłości. Mela (Grąziowska) stara się być optymistyczną ekscentryczką, a Przemek (Porczyk) to zapatrzony w siebie egocentryk. Widz nie ma zielonego pojęcia dlaczego ta dwójka postanowiła być razem i wziąć ślub, skoro nawet zdrada przechodzi przez nich obojętnie. Oboje są chwilami irytujący.

   Dalej. Rozumiem, że zatrudnienie duetu Więckiewicz i Nergal, miało przyciągnąć tłumy do kin. Jednak żadna z ról tej dwójki nie była szczególnie wybitna. Hitler grany przez Wałęsę miał rozśmieszyć nas... hmmm.... biegunką, która mu doskwierała. A Ribbentrop grany przez lidera Behemotha miał zapewne szokować, gdy wspominał o okultyzmie. I tyle.


  Ambasada dostaje plusa za ciekawą muzykę i dobre zdjęcia samej Warszawy. No i za alternatywny scenariusz, w którym II wojna miała się nigdy nie odbyć, a świat miał być lepszy. Poza tym ekranizację można potraktować jako małą powtórkę z historii.

   I chciałoby się napisać coś więcej, ale przy tak nijakim filmie, bez polotu, trudno pisać długie recenzje. Jeżeli lubicie motywy cofnięcia się w czasie, to już lepiej zobaczcie ''Ile waży koń trojański''. Tam jest szansa na zaśmianie się, gdy tymczasem Ambassada serwuje chwilami jedynie uśmiech.


Moja ocena: 6/10.
A miało być tak pięknie.


2 komentarze:

  1. Gdy zobaczyłam, że u Was pojawiła się recenzja to wchodziłam z nadzieją, że przekonacie mnie do obejrzenia. Jakiś czas temu czytałam parę recenzji i komentarzy do tego filmu i większość była negatywna. Ale teraz widzę, że film chyba nie jest warty zachodu i będę musiała się dwa razy zastanowić zanim go obejrzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Niestety potwierdzają się wcześniejsze opinie. Polecam Ci zaczekać do premiery w internecie, a już na pewno nie wydawać pieniędzy na bilet do kina:) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń