wtorek, 8 października 2013

Raj: Miłość / Paradies: Liebe

   W dzisiejszej recenzji wraz z główną bohaterką przeniesiemy się z Austrii do Kenii. Miejsca, gdzie nigdy nie zachodzi słońce. Na rozgrzanym piasku co chwilę można spotkać Afroamerykanów w obcisłych, białych, kontrastujących z ich kolorem skóry podkoszulkach. W Kenii zderzają się dwa pragnienia: Margarete pragnie miłości, a męscy tubylcy - łatwego zarobku, którym są dla nich starsze przybyszki z Europy. Wystarczy im wmawiać, że są piękne (a bohaterki tegoż akurat filmu nie są nawet ładne), że się je kocha, należy się z nimi przespać, a one - głupie - otwierają portfele przy byle okazji. 

Odważny plakat = odważny film

   Raj: Miłość to pierwsza część austriacko-niemieckiej trylogii. Pozostałe ekranizacje to Raj: Nadzieja (teraz w kinach) i Raj: Wiara. Fabuły są ze sobą powiązane niczym w Trzech Kolorach. Konkretną postacią, niewielkim elementem. Trzy kobiety, trzy skrajne historie. Z wymienionych produkcji nie widziałam tej najnowszej. Po obejrzeniu pozostałych dwóch łatwo mogę stwierdzić, że filmy Ulricha Seiel'a są bardzo kontrowersyjne. W Wierze dewotka masturbuje się krzyżem. W Miłości sceny seksu są tak odważne, że chwilami mamy wątpliwości, czy to nie jest czasem film pornograficzny. Ale kontrowersja to moim zdaniem największa zaleta tych produkcji. Poruszają tematy tabu i na długo pozostają w naszej pamięci.

  Akcja Raju: Miłość rozkręca się bardzo powoli. Seidl dociera do granicy nudy, ale jej nie przekracza. Najmocniejsze sceny rekompensują nam długie oczekiwanie. Razi nas łatwowierność głównej bohaterki, jej idiotyzm. Czarni mężczyźni są dla europejskich turystek zwierzątkami w zoo. Pulchne panie każą im powtarzać co trudniejsze sformułowania, śmieją się z ich egzotycznych imion, a w kulminacyjnym momencie traktują czarnoskórych jak seks zabawki. Widząc, jak Austriaczki wiążą kokardę na penisie opłaconego chłopaka, wiemy, że mamy do czynienia z niewolnictwem XXI wieku. Choć z drugiej strony beach boysi godzą się na to, zgarniając na początku odpowiednia sumę. Patrzymy na grube, pomarszczone ciała, które myślą, że za gotówkę można kupić młodość i tytułową miłość. Kobiety zapominają o swoim życiu pozostawionym w Europie, o dzieciach i mężach  Z dziecinnym chichotem pozwalają sobie na coraz więcej, robiąc przy tym zdjęcia, z których nie powinny być dumne.

I nie wiadomo, kto z powyższych jest drapieżnikiem, a kto ofiarą.

  Z drugiej strony mamy okazję zasmakować mentalności mieszkańców Kenii. Mężczyzn biednych, ale atrakcyjnych. Narzucających się białym kobietom. Zachwalających ich wątpliwą urodę, idących z nimi do łóżka. Upokarzają się za pieniądze. A następnie wymuszają pieniądze. A to na chorego ojca, brata inwalidę, czy dziecko siostry. Można powiedzieć, że jedynie sky is the limit w wymyślaniu kolejnych kłamstw. W filmie Seidl'a decyzja czy iść do pracy, czy zaspokoić seksualnie europejkę, za pieniądze, wydaje się bardzo łatwa.

  Austriacki reżyser pokazuje realny, choć smutny świat. I choć słowa I love You z ust beach boysów padają bardzo często, to z prawdziwą miłością niewiele mają wspólnego. Film oceniam na 7/10. Jeżeli chcecie przekonać się, że są gorsi turyści od Polaków ''alinklusiw'' w białych skarpetkach i sandałach - zapraszam na film.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz